Jak wyglądało pańskie amerykańskie miejsce pracy w ostatnich czterech miesiącach?
Akademia w Saddlebrook to bardzo duży obiekt. Znajdują się w nim dwa pola golfowe, ośrodek hotelowy, no i jest około 30 kortów, może nawet więcej. Przez cały czas mieliśmy też dostęp do miejscowej siłowni, oczywiście z ograniczeniem liczby ćwiczących w tym samym czasie osób.
Jak pan sobie radził z monotonią wymuszonego przez pandemię pobytu na Florydzie?
Po prostu graliśmy dużo w tenisa, większość dnia zajmowały mi treningi – powiedzmy do godz. 16 – po których często chodziłem na kolację do domu trenera Craiga Boyntona. Dzień do dnia był rzeczywiście podobny: praca na korcie, potem rozciąganie, jeszcze internetowa rozmowa z rodziną, no i jazda na kolację, ale dzięki temu czas mijał w miarę szybko.
Jak ocenia pan efekty tego wysiłku? Zmężniał pan i jeszcze się wzmocnił?