Naomi Osaka i kolczyki od dziadka

Naomi Osaka zawieszona między Japonią, USA i Haiti.

Aktualizacja: 21.02.2021 15:19 Publikacja: 21.02.2021 00:01

Naomi Osaka i kolczyki od dziadka

Foto: AFP

Przypominamy sylwetkę triumfatorki tegorocznego Australian Open

W Japonii mówią na takie osoby „hafu" od angielskiego „half", czyli połowa. Ojciec urodzony na Haiti, matka Japonka. Do tego wychowanie od dzieciństwa amerykańskie, w stanie Nowy Jork oraz na Florydzie. Naomi nadaje się na symbol wielokulturowości.

W październiku skończy 22 lata. Jest od poniedziałku numerem 1 rankingu WTA. Ma na półce już dwa puchary za zwycięstwa w Wielkim Szlemie – jeden z Nowego Jorku, drugi z Melbourne.

W kwestiach pochodzenia tenisistka ma co wyjaśniać. Rodzice poznali się w Sapporo. On – student, którego droga życiowa doprowadziła z biedy na Haiti do studiów w Nowym Jorku i szansy pogłębienia edukacji w Japonii. Ona – dziewczyna wysłana przez rodziców z miasteczka Nemuro, we wschodniej części Hokkaido, po maturę w stolicy wyspy.

Rodzina nie zrozumiała

Leonard Francois i Tamaki Osaka z trudem ukrywali związek (w prawie 2-milionowym Sapporo mieszkało na stałe może kilku ludzi o ciemnym kolorze skóry), ale gdy przyszedł czas, że ojciec dziewczyny zaczął wspominać o aranżacji tradycyjnego japońskiego małżeństwa, trzeba było powiedzieć prawdę. Zrozumienia w rodzinie nie było i młodzi wyjechali do Osaki, znaleźli pracę, zaczęli nowe życie.

Córki urodziły się w 1996 (Mari) i 1997 (Naomi) roku. Nazwiska dostały po mamie (zbieżność z nazwą miasta przypadkowa) z przyczyn praktycznych – japońskim urzędnikom trudno było prawidłowo napisać haitańskie nazwisko ojca.

Leonard Francois wymyślił dla dziewczynek karierę tenisową, gdy wiosną 1999 roku obejrzał w telewizorze finał debla podczas turnieju Roland Garros w Paryżu. Tytuł zdobyły 18-letnia Venus i 17-letnia Serena, panny Williamsówny.

Pan Francois nie grał wiele w tenisa. Richard Williams, ojciec i pierwszy trener amerykańskich sióstr, nie grał wcale, ale też zainspirowany przekazem telewizyjnym z turnieju WTA wdrożył pomysł, jak zrobić z dziewczynek mistrzynie kortów. Ojciec Mari i Naomi skopiował ten plan. Zaczął od przeprowadzki do USA w 2000 roku. Na początek wylądowali na Long Island, żyli u dziadków pana Leonarda, wśród kreolskiego języka i w zapachu przypraw z Haiti. Mieli dostęp do sali gimnastycznej i darmowych kortów publicznych. Ciąg dalszy znów był jak z pamiętnika sióstr Williams: tata kupił podręczniki tenisowe, kasety DVD, małe rakiety. I kazał dziewczynkom godzinami odbijać piłki.

– Nie pamiętam, bym to lubiła. Najważniejsze było dla mnie to, by pokonać starszą siostrę – wspomina Naomi. Długo się nie udawało. pierwszy raz wygrała z Mari, gdy miała 15 lat.

Rodzina przeniosła się na Florydę w 2006 roku. W Pembroke Pines, na końcu półwyspu, dziewczynki mogły trenować cały rok. Organizacja życia była prosta: w dzień treningi na kortach publicznych, wieczorem edukacja w domu.

Kimono od mamy

Wzorem Venus i Sereny Naomi i Mari opuszczały turnieje juniorek. Tak samo zaczynały rywalizację od meczów ze starszymi rywalkami w satelitarnych cyklach zawodowych. USTA, czyli amerykański związek tenisowy, nie wykazywał zainteresowania ich rozwojem, ranking juniorski do tego nie prowokował. Ojciec Francois zdecydował się więc na ważny ruch: zaproponował Mari i Naomi grę w barwach Japonii.

Japoński związek zgodził się chętnie. Córki dorastały w USA w warunkach typowych dla amerykańskiej młodzieży, ale z mamą rozmawiały po japońsku. Naomi trochę gorzej zna ten język niż Mari, rozumie prawie wszystko, ale na pytania japońskich dziennikarzy odpowiada po angielsku, bo wstydzi się akcentu i braku perfekcji.

Pani Tamaki Osaka dba jednak o to, by córki brały na treningi ryżowe kanapki onigiri, uszyła im kimona na stosowne święta. Gdy Naomi miała 11 lat, pojechała z siostrą do japońskich dziadków. Wizyta nie skończyła się pojednaniem, pan Osaka uważał, że tenis to może być hobby, ale nie poważne zajęcie dla jego wnuczek, trochę zainteresowania jednak wykazał.

Pomysł Leonarda Francois udał się w połowie. Karierę Mari, uważanej przez rodziców za zdolniejszą, wcześnie zahamowały kontuzje. Starsza siostra jest dziś 332. w rankingu WTA i rzadko zagląda na turnieje z pulą nagród przekraczającą 60 tys. dolarów.

Naomi zaczęła profesjonalną grę w 2012 roku i długo podróżowała między USA i Japonią, odwiedzając turnieje niskiej rangi, ciułając punkty i dolary. W pierwszej setce rankingu pojawiła się w 2016 roku, została debiutantką sezonu. Rok 2017 zakończyła na 67. miejscu. Wtedy w jej życiu pojawił się trener Aleksandar Bajin.

Świat tenisa dobrze już znał „Dużego Saszę", ten młody człowiek był przez osiem lat treningowym partnerem Sereny Williams. Urodzony w Serbii, wychowany w Monachium, obywatel Niemiec, przeszedł drogę od słabego tenisisty (szczyt to 1149. pozycja w rankingu ATP) i klubowego trenera przez rolę wieloletniego współpracownika i powiernika Sereny do niedawnej nagrody trenera roku w WTA Tour.

Wciąż dziewczęca

Pracował krótko z Wiktorią Azarenką i Karoliną Woźniacką, ale dogadał się z rodzicami Osaki i ta współpraca przyniosła rewelacyjne efekty. Najpierw zwycięstwo w Indian Wells 2018, potem sukces w US Open i teraz Australian Open. Naomi ma mocny forhend i serwis – świat zobaczył nową mistrzynię.

– Odbijałem piłki z Serenę niemal codziennie przez osiem lat, więc mogę powiedzieć, że Naomi ma taki sam arsenał. I tak samo nie boi się głównych kortów świata. Prywatnie jest jednak zupełnie inna, nieśmiała, czasem przesądna, wciąż dziewczęca. I gra lepiej, gdy jest szczęśliwa. Moje zadanie to nauczyć ją kontrolować siłę i zapewniać uśmiech – mówi Bajin.

Dwa lata temu pierwszy raz poleciała na Haiti. Twierdzi, że to był przełom. – Zaczęłam dobrze grać, bo zobaczyłam ludzi, którzy muszą kilometrami chodzić po wodę, doceniłam wszystko wokół mnie i przestałam się na cokolwiek skarżyć – mówi.

Jest w grupie gwiazd agencji IMG. Opiekujący się nią Stuart Duguid (ten od Agnieszki Radwańskiej) mówi nawet, że Naomi może być ambasadorką zmiany w postrzeganiu wielokulturowości w Japonii. Ona sama uznaje, że skoro nie można jej łatwo przyporządkować, to każdy może jej kibicować.

Sponsorzy japońscy już dają spore pieniądze, by reklamowała ich produkty. Wizja medalu olimpijskiego w Tokio 2020 też ich wabi. Choć zawsze będzie „hafu", Japończycy raczej pokochają ją jak swoją, skoro nawet dziadek zaczyna przebąkiwać, że jest dumny z osiągnięć wnuczki i już po US Open przysłał jej gratulacje oraz kolczyki.

Przypominamy sylwetkę triumfatorki tegorocznego Australian Open

W Japonii mówią na takie osoby „hafu" od angielskiego „half", czyli połowa. Ojciec urodzony na Haiti, matka Japonka. Do tego wychowanie od dzieciństwa amerykańskie, w stanie Nowy Jork oraz na Florydzie. Naomi nadaje się na symbol wielokulturowości.

Pozostało 96% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Tenis
Tenisowy klasyk. Iga Świątek zagra z Jeleną Rybakiną
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Tenis
WTA Stuttgart. Iga Świątek wygrała z Emmą Raducanu i pędzi po kolejne porsche
Tenis
Wiadomo kiedy i z kim zagra Iga Świątek? To wielka gwiazda, która wraca do formy
Tenis
Iga Świątek zaczęła sezon na kortach ziemnych. Wygrała w Stuttgarcie
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Tenis
Rozpoczyna się nowy etap sezonu. Ziemia obiecana Igi Świątek