Djoković jako jedyny wygrał w tym roku dwa turnieje wielkoszlemowe - Wimbledon i US Open.
Finałowy mecz był bardziej zacięty niż wskazywałby na to wynik. W pierwszym secie do stanu 4:3 dla Djokovicia trwała wyrównana walka, w której żaden z przeciwników nie miał nawet cienia szansy na break. Ale kiedy Serb wreszcie przełamał podanie rywala, szybko zakończył seta.
Kluczowe znaczenie dla losów meczu miał fantastyczny ósmy gem drugiego seta. Del Potro prowadził 4:3, serwował Djoković i grali ponad 20 minut, obaj mieli po kilka szans na zwycięstwo, gdyby wygrał Del Potro, ten finał mógłby mieć zupełnie inny przebieg. Lepszy jednak okazał się Serb, wygrał tego gema i potem seta w tie - breaku, w którym Argentyńczyk prowadził 3:1, ale od stanu 4:4 nie wygrał już żadnej piłki.
Najmniej emocji było w secie trzecim. Decydujący break nastąpił przy stanie 4:3 dla Djokovicia i del Potro już się nie podniósł, a po chwili płakał na krzesełku, gdy zwycięzca pozdrawiał publiczność, która w trakcie meczu wcale go nie wspierała. Wprost przeciwnie - trybuny największego kortu świata wyraźnie sprzyjały Argentyńczykowi, w połowie drugiego seta Djoković z tego powodu nawet poważnie się zdenerwował.
Sędziująca mecz Brytyjka Alison Hughes wielokrotnie prosiła o spokój, z marnym skutkiem. Wykazywała też zrozumienie dla Djokovicia, gdy ten przekraczał limit czasu na serwis. Tylko raz dała mu ostrzeżenie, co Serb przyjął bez protestu. W nagrodę za niezaognianie sytuacji Alison Hughes dostała zwyczajową pamiątkę i została poproszona na podium po meczu, w przeciwieństwie do prowadzącego sobotni finał kobiet Portugalczyka Carlosa Ramosa, który tak strasznie zdenerwował Serenę Williams.
Pod względem taktycznym finałowy mecz przebiegał tak jak się spodziewano. Djoković grał agresywne, długie returny, co potrafi robić znakomicie i kierował większość piłek na bekhend rywala, gdyż to uderzenie czyni o wiele mniej szkody niż znakomity forhend Argentyńczyka.