Korespondencja z Londynu
Serb zakończył w ten sposób prawie perfekcyjny rok, tylko w jednym z turniejów, w których startował nie dotarł do finału (w styczniu w Dausze w ćwierćfinale pokonał go Ivo Karlović). Federerowi dwa razy w finałowych pojedynkach udało się wygrać z Djokoviciem (w Dubaju i Cincinnati), ale w niedzielę w Londynie przegrał wyraźnie, co nie znaczy, że emocji i świetnych wymian nie było.
Federer w drugim secie przegrywał przy własnym serwisie 3:4 i 0:40, jednak się obronił i w serca popierających go kibiców w hali O2 (takich była większość, choć serbski kontyngent również dawał się zauważyć i usłyszeć) wstąpiła nadzieja. Niestety, mistrz z Bazylei po chwili złożył broń, ale tylko na krótko, bo zapowiada, że ma już ustalony kalendarz startów nie tylko na rok przyszły, lecz także 2017.
- Najważniejsze znaczenie w finale, w porównaniu z moim przegranym meczem z Federerem w fazie grupowej miało to, że grałem solidniej z głębi kortu, serwowałem lepiej. Właśnie serwis ratował mnie w trudnych chwilach, zwłaszcza w pierwszym secie. Gdy gra się z czołowymi zawodnikami podanie ma kluczowe znaczenie, pozwala wygrywać i oszczędzać siły. W mijającym roku osiągnąłem takie sukcesy, bo przykładałem jednakową wagę do pracy i odpoczynku. W przyszłym ważny będzie oczywiście turniej Roland Garros (Djoković nigdy go nie wygrał - przyp. m.ż.), ale są też igrzyska olimpijskie. Z Borisem Beckerem nie zamierzam się rozstawać, ani teraz, ani mam nadzieję także w następnych latach - mówił Djoković po zwycięstwie. Odniósł je zresztą w dniu dla swego mentora szczególnym - Becker obchodził w niedzielę 48 urodziny.
Po konferencji prasowej Djoković, jak to ma w zwyczaju od kilku lat, częstował dziennikarzy czekoladkami. Z przyjemnością brali wszyscy, nawet Szwajcarzy, choć jeden z nich stwierdził, że to zdrada.
Federer zapytany, co zmieniłby w swojej grze, gdyby mógł zacząć mecz z Djokoviciem jeszcze raz, odpowiedział że powinien lepiej serwować i grać lepsze returny przy drugim podaniu rywala, ale wielkich pretensji do siebie nie ma, bo mecz był dobry i emocjonujący. - W przyszłym roku igrzyska są ważne, ale dziś nie jest to jeszcze mój cel nr 1, na razie priorytetem pozostaje Australian Open, bo jest tuż za rogiem - powiedział Szwajcar, ale Milki nam nie zaproponował.