Julian Tuwim pisał „Kwiaty polskie” 13 lat. Zaczął tworzyć ten dygresyjny poemat w 1940 roku na emigracji w Brazylii i pracował nad nim aż do końca życia czyli do roku 1953. Umarł w Zakopanem, nie zdoławszy doprowadzić go do finału. Szerokiej publiczności najbardziej jest chyba znany fragment utworu, który swoim wykonaniem rozsławiła Ewa Demarczyk – Grande Valse Brillante.
Jako, że „Kwiaty polskie” należą do polskiej klasyki nie tylko ze względu na patriotyczną treść, ale i konsekwentną budowę (napisane zostały w większości regularnym dziewięciozgłoskowcem), stanowią materiał do upowszechniania. Wprawdzie Tuwim znacznie bardziej jest znany w teatrze jako twórca „Balu w operze” i „Żołnierza Królowej Madagaskaru”, ale „Kwiaty polskie” stanowią wyzwanie dla aktorów z recytatorskim zacięciem.
Takiego właśnie zadania – realizacji poetycko-muzycznego koncertu podjął się Jan Englert. Całości utworu, ze wzglądu na jego obszerność, przedstawić nie sposób, zatem dokonał wyboru tekstów tak, by możliwe było ich dwuosobowe wykonanie (Janowi Englertowi partneruje Beata Ścibakówna).
Zapytany, dlaczego zainteresował się utworem Tuwima miał powiedzieć: – „Poezja Tuwima, a szczególnie „Kwiaty polskie” są fantastycznym scenariuszem dla aktora. To jest poezja, która lepiej brzmi mówiona, niż czytana po cichu”. Zapewne dla aktorów to ciekawa próba, ale jednak jej efekty powinny też ucieszyć widzów. A z tym już jest gorzej.
Ten tuwimowy koncert zarejestrowany został w obecności słuchaczy w rodzaju pałacowej sali oświetlonej niezbyt stylowymi kandelabrami tworzącymi scenografię. Jest rodzajem improwizacji, którą można przywieźć w walizce do dowolnego miejsca – wyjąć i pokazać, tym bardziej, że kostiumy też przypominają prywatne ubrania.