Ale ważniejszy jest nowy bohater. Do sali gimnastycznej wchodzi Angela. Na bieżni ćwiczy zaś Donald, grany przez Cezarego Pazurę. Angela spóźniła się, bo podpisywała z Rosjanami kontrakt gazowy związany z Nord Stream.
Pierwszy odcinek trzeciego sezonu zmierza w stronę „political fiction”: to polski „House of Cards”. Karty w tej grze są nam dobrze znane, by nie powiedzieć znaczone: to wezwanie na przesłuchanie, Amber Gold, uchodźcy.
Donald ma też swoje zdanie na temat zniknięcia Antoniego. - Kiedy zbliżają się wybory, zamykają zawsze wujka wariata w szafie i udają, że to normalna rodzina - mówi.
Oglądamy też rodzinę brukselską z Jean-Claudem Junckerem, który mógł nadużyć szampana… A co by było, gdyby zebrał Donaldowi telefon, by zorientować się z kim jest w kontakcie w Polsce? Wynika z tego gigantyczna medialna burza. Czyli typowa polska burza w szklance wody. Groteskowa, idiotyczna, dęta! Ale jest szansa, że polski „House of Cards” będzie oglądany przez śmietankę polityczną w Berlinie i w Brukseli. Jeśli nie przez czołowych polityków – to przez ich sekretarzy! Lub dziennikarzy.
Zobaczą wściekłego Antoniego. „Nie zapomnę ci do tego nigdy” – syczy do prezesa. - „Straciłem przez ciebie brodę”. „I włosy” – dopowiada jego młodziutki asystent Miś.