„Arcydzieło na śmietniku" w łódzkim teatrze Powszechnym

Błyskotliwy spór o cenę awangardy w łódzkim Powszechnym, bo komedia „Arcydzieło na śmietniku" ma nie tylko bawić widza.

Publikacja: 12.06.2017 18:55

Foto: Teatr Powszechny, Kasia Chmura

Gdy w wielu teatrach (także w Łodzi) trwają rozmaite zawirowania, ta łódzka scena, kierowana przez Ewę Pilawską, konsekwentnie robi swoje. Realizuje model teatru powszechnego, w którym bywa przyjemnie i nieprzyjemnie.

Zasadę, którą się tu stosuje, można określić krótko – przez komedię do serca (widza). Zakłada ona, że ten, kto spędzi miło czas, oglądając błyskotliwą komedię czy farsę, polubi ten teatr na tyle, że zainteresują go także sztuki ambitniejsze.

Eksperyment przynosi rezultaty, o czym miałem okazję sam się przekonać. Przy pełnej sali zagrano najpierw „Arcydzieło na śmietniku", a trzy godziny później „Żonę potrzebną od zaraz". Niektórzy widzowie obejrzeli obie rzeczy w pakiecie i sądząc po reakcjach – nie żałowali. A w przerwie można było oglądać w foyer wystawę poświęconą awangardzie w teatrze.

Łódź jest przecież w tym roku stolicą Roku Awangardy, a „Arcydzieło na śmietniku" świetnie wpisuje się do tych obchodów. Sztuka Stephena Sachsa oparta jest na autentycznej historii. Pewna Amerykanka, mieszkająca na północy Kalifornii w przyczepie kempingowej, kupiła obraz za kilka dolarów. Upstrzone kolorowymi plamami dzieło wydało się na tyle śmieszne, że postanowiła dla żartu podarować je przyjaciółce. Ta nie mogła przyjąć obrazu, bo nie mieścił się w jej przyczepie.

Ofiarodawczyni postanowiła zatem pozbyć się kłopotliwego prezentu i wystawić go na wyprzedaż garażową. Wtedy okazało się, że może to być warte miliony dzieło słynnego amerykańskiego ekspresjonisty Jacksona Pollocka. Dla stwierdzenia jego autentyczności postanowiła więc wezwać eksperta.

W „Arcydziele na śmietniku" jesteśmy świadkami tego spotkania przedstawicieli dwóch skrajnych światów. Milena Lisiecka oddała całą złożoność swej postaci. Jej bohaterka ma spryt kobiety wiejskiej, siłę i nieufność w stosunku do otoczenia, a jednocześnie wrażliwość, czasem wręcz tkliwość. Jak trzeba, klnie, ale potrafi też być wzruszająca. Wyznaje zasady, z których nie ma zamiaru rezygnować. A pieniądze nie są dla niej najważniejsze.

Historyk sztuki wydaje się dla niej przybyszem z kosmosu. Dla Jakuba Kotyńskiego (niegdysiejszego Gustawa w legnickich „Dziadach") postać ekscentrycznego znawcy Pollocka jest ciekawym wyzwaniem. Zaprezentował człowieka żyjącego w swoim mikroświecie, wyizolowanego z codziennej rzeczywistości. Ma w sobie pasję i pięknoduchostwo.

Opowieść o geniuszu jego ulubionego malarza wypowiadana jest w ekstazie niczym Wielka Improwizacja. Napisać taką opowieść o człowieku i sztuce to duża sztuka.

Gdy w wielu teatrach (także w Łodzi) trwają rozmaite zawirowania, ta łódzka scena, kierowana przez Ewę Pilawską, konsekwentnie robi swoje. Realizuje model teatru powszechnego, w którym bywa przyjemnie i nieprzyjemnie.

Zasadę, którą się tu stosuje, można określić krótko – przez komedię do serca (widza). Zakłada ona, że ten, kto spędzi miło czas, oglądając błyskotliwą komedię czy farsę, polubi ten teatr na tyle, że zainteresują go także sztuki ambitniejsze.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Teatr
Kamienica świętuje 15. urodziny!
Teatr
„Wyprawy pana Broučka”: Czech, który wypił za dużo piwa
Teatr
Nie żyje Alicja Pawlicka. Aktorka miała 90 lat
Teatr
Łódź teatralną stolicą Polski. Wkrótce Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Teatr
Premiera „Schronu przeciwczasowego”. Teatr nie jest telenowelą