Reżyserka Teatru Powszechnego o inscenizacji „Ksiąg Jakubowych”

Reżyserka Ewelina Marciniak mówi Jackowi Cieślakowi o inscenizacji „Ksiąg Jakubowych” w Teatrze Powszechnym.

Aktualizacja: 12.05.2016 19:48 Publikacja: 10.05.2016 00:01

Aleksandra Bożek (Chaja) i Wojciech Niemczyk (Jakub Frank). Premiera „Ksiąg Jakubowych” w Teatrze Po

Aleksandra Bożek (Chaja) i Wojciech Niemczyk (Jakub Frank). Premiera „Ksiąg Jakubowych” w Teatrze Powszechnym w Warszawie już dziś. Fot. Katarzyna Laskowiecka

Foto: TPA

Przypominamy tekst z 2016 roku

Rz: Pani poprzednie przedstawienie „Śmierć i dziewczyna" w związku z udziałem pary czeskich aktorów porno wywołało protesty ministra kultury Piotra Glińskiego, ONR i Krucjaty Różańcowej oraz debatę w obronie wolności twórczej. Czy było to dla pani obciążeniem podczas pracy nad nową premierą?

Ewelina Marciniak: Mam świadomość tego obciążenia, ale gdybym ciągle o nim myślała, nie byłam w stanie zrobić żadnego przedstawienia. We Wrocławiu moim celem nie było wywołanie skandalu. Przygotowując się do nowego spektaklu, zawsze mam potrzebę opowiedzenia o konkretnej sprawie i myślę o tym, jakich środków użyć, aby to zrobić. Zaproszenie aktorów porno stało się jednym z elementów pracy. Zaprosiłam też muzyków klasycznych do grania na żywo oraz nauczyciela acroyogi. Jedno z wielu pytań, jakie zadałam, brzmiało: do jakich fantazji daje sobie prawo człowiek, a do jakich nie? Kiedy rodzina i szkoła, w tym artystyczna, zmienia się w tresurę i kreuje ludzi, którzy używają seksualności do tego, żeby nie ujawniać swoich emocji? Nie zdawałam sobie sprawy, że żyję w tak pruderyjnym kraju, gdzie mój gest zostanie odczytany panicznie oraz wzbudzi falę niepokoju, a przede wszystkim agresji.

Co wybrała pani z „Ksiąg Jakubowych"? Olga Tokarczuk pisała je przez sześć lat, tworząc blisko tysiąc stron wypełnionych m.in. wątkiem Jakuba Franka, który w XVIII wieku doprowadził do chrztu kilku tysięcy polskich Żydów. Był uważany za proroka, ale i szalbierza.

Miałam poczucie żalu i straty przy każdym wątku, z którym się żegnałam, ale wszystkiego zaprezentować nie dam rady. Pisarz może więcej niż reżyser, zwłaszcza gdy osiąga swoje apogeum jak Olga Tokarczuk. Na pewno chciałam pokazać Rzeczpospolitą Obojga Narodów inną od tej, którą znamy z sarmackiej mitologizacji Henryka Sienkiewicza. To kraj u swojego schyłku, który przestaje być bezpiecznym azylem dla wielonarodościowego, wielowyznaniowego społeczeństwa. Staje się miejscem, w którym w podejrzliwy sposób traktuje się każdą odmienność i obcego, w tym osoby o innych poglądach. Oczywiście rymuje się to z dążeniami tych, którzy dziś poszukują bezpiecznej przystani i godności, czyli z uchodźcami. Tym bardziej czuję potrzebę zadawania pytań o wykluczenie i rolę Kościoła. Kiedyś i dziś. Decyzja Jakuba Franka o przyjęciu chrztu, co dla żydów stanowiło grzech śmiertelny, była związana ze szczególną pozycją Kościoła. Aby być traktowanym jak człowiek, trzeba było przestać być ż ydem i stać się katolikiem. Tylko wtedy można było się czuć w miarę bezpiecznie i uzyskać prawo m.in. do posiadania ziemi. Myślę, że to ważne w dyskusji o tym, co chcemy pamiętać z naszej historii, a czego nie.

Czy to nie dziwne, że w 1050-lecie chrztu wracają postawy typowe dla polskiego chrześcijaństwa nocy saskiej?

Dlatego jest dla mnie rzeczą niezwykłą, że bohaterowie Tokarczuk, ubabrani w podolskim błocie, zmagając się z nierównościami społecznymi, poszukują recepty w duchowości i w wierze. I nie sprowadzają potrzeby wiary do postawy politycznej. Dlatego nieobliczalny, nieprzewidywalny Jakub Frank – nie wiadomo, czy hochsztapler czy geniusz – trafia ze swoimi naukami na podatny grunt. To współgra z potrzebą bycia we wspólnocie, potrzebą doznań ekstatycznych, mistycznych, które dają szczęście, ale i szansę na refleksje o cierpieniu, dziś z naszego życia wykluczanego. Ale nie pomijam kwestii potrzeb cielesnych, bo seksualność w środowisku frankistów też jest ważnym tematem, a doświadczenie ciała może nas przeprowadzić ze świata unurzanego w błocie do świata lepszego.

Jakub Frank był daleki od ideału. Żył z własną córką, stręczył ją cesarzowi austriackiemu. Zmieniał też wyznania jak rękawiczki: był żydem, muzułmaninem, katolikiem i podobno prawosławnym.

Z tych religijnych niejednoznaczności najważniejszy jest dla mnie moment, kiedy Jakub Frank, osadzony w twierdzy w Częstochowie, w centrum swojego religijnego konceptu, stawia Pannę: kobietę-boga łączącą w sobie żydowską Szechinę z katolicką Matką Boską Częstochowską. To ważne, bo we wspólnocie, którą tworzy Frank, mamy niezwykłe postaci kobiet – silnych, buntujących się. Są wręcz bezczelne w zadawaniu fundamentalnych religijnych pytań: czy istnieje Bóg, czy jest dobry czy zły? A jednocześnie potrafią być kochającymi i troskliwymi matkami i żonami. Interesuje mnie również to, że kiedy Jakub Frank zbliża się do osiągnięcia szczęścia, jest również najbliżej upadku. I właśnie upadek staje się losem Franka. To apokaliptyczny moment, gdy świat pokazany przez Olgę Tokarczuk staje się miejscem krachu religii i triumfem rozumu, czyli oświecenia. Chcę to pokazać, bo również dziś wielu ludzi nie interesują sprawy duchowości i boskości, a najważniejsze jest racjonalne wytłumaczenia świata. To dość upiorne.

Innym bohaterem Tokarczuk jest ksiądz Benedykt Chmielowski, autor pierwszej polskiej encyklopedii.

Zależało mi na tym, aby pokazać księdza Chmielowskiego, który próbuje zrozumieć i opisać cały świat. A także jego niezwykłą pokorę w obserwowaniu świata. Wraz z barokową poetką Elżbietą Drużbacką, również osobą niezwykle religijną, tworzą w spektaklu tak zwany obóz katolicki. Ale jest w nim także kasztelanowa Katarzyna Kossakowska, osoba niejednoznaczna, używająca religii do robienia interesów, a w finale konfrontująca się ze swoimi winami. Z kolei biskup Kajetan Sołtyk lubi alkohol i karty. Uzależnienie popycha go do niesprawiedliwego oskarżenia Żydów o mord rytualny, którego tragiczną konsekwencją będzie skazanie ich na śmierć.

Sylwetka

Ewelina Marciniak, reżyserka

Rocznik 1984. Należy do grona najważniejszych reżyserów młodego pokolenia. Największy rozgłos przyniosła jej „Śmierć i dziewczyna" w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Ale do pierwszoplanowanych spektakli ostatnich sezonów należały również jej „Portret damy" w gdańskim Teatrze Wybrzeże, gdzie zrealizowała „Amatorki" i „Ciąg", oraz „Morfina" w katowickim Teatrze Śląskim. Tam też odbędzie się jesienią premiera „Leni Riefenstahl". —jc

Przypominamy tekst z 2016 roku

Rz: Pani poprzednie przedstawienie „Śmierć i dziewczyna" w związku z udziałem pary czeskich aktorów porno wywołało protesty ministra kultury Piotra Glińskiego, ONR i Krucjaty Różańcowej oraz debatę w obronie wolności twórczej. Czy było to dla pani obciążeniem podczas pracy nad nową premierą?

Pozostało 94% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
radio
Lech Janerka zaśpiewa w odzyskanej Trójce na 62-lecie programu
Kultura
Zmarł Leszek Długosz
Kultura
Timothée Chalamet wyrównał rekord Johna Travolty sprzed 40 lat
Kultura
Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie podaje datę otwarcia
Kultura
Malarski instynkt Sharon Stone