"Widma": Mankamenty narodowego obrzędu

Słusznie „Widma” Moniuszki znalazły się w programie Wielkanocnego Festiwalu Beethovenowskiego w wyjątkowym, rocznicowym 2018 roku. Szkoda, że w dość kontrowersyjnej wersji.

Aktualizacja: 26.03.2018 18:44 Publikacja: 25.03.2018 14:32

"Widma": Mankamenty narodowego obrzędu

Foto: materiały prasowe

To nasz narodowy obrzęd połączony nazwiskami dwóch wielkich twórców Adama Mickiewicza, którego „Dziadów” część II w całości wykorzystał Stanisław Moniuszko, komponując swe sceny liryczne. Taki bowiem podtytuł dał „Widmom”, na powtórzenie oryginalnego tytułu poety nie zgodziła się wówczas carska cenzura.

Chwalone w XIX wieku, nie doczekały się potem „Widma” należnego uznania. Może dlatego, że nie wiadomo, gdzie je dokładnie umieścić: na estradzie koncertowej czy w teatrze. W ich sceniczną atrakcyjność wierzy w naszych czasach właściwie jedynie Ryszard Peryt, który inscenizował je już trzykrotnie. Kolejnej próby uteatralnienia „Widm” podjął się na ubiegłorocznej Wratislavii Cantans Paweł Passini, ale była to pod względem inscenizacyjnym totalna porażka.

Dobrze więc, że Andrzej Kosendiak, który przygotował wówczas „Widma” od strony muzycznej, zdecydował się przywieźć je na Festiwal Beethovenowski bez tego sztafażu pseudoteatralnego. Tym niemniej pewne elementy tamtej koncepcji zaciąży na obecnej prezentacji utworu Moniuszki w sali Filharmonii Narodowej.

Ciekawym okazał się pomysł wykonania „Widm” przez grającą na historycznych instrumentach Wrocławską Orkiestrę Barokową. Nawet jeśli niekiedy instrumenty dęte rozmijały się ze sobą, to pewna surowość brzmienia dobrze współgrała z klimatem muzyki Moniuszki i dramatem Mickiewicza. Bardzo dobrze zaprezentował się chór Narodowego Forum Muzyki.

Spośród solistów najważniejszą rolę otrzymał Szymon Komasa, któremu powierzono rolę Guślarza. Obdarzony ładnym barytonem artysta zinterpretował  tę partię z aktorskim nerwem, tym niemniej jest ona bardziej odpowiednia dla głosów ciemniejszych i bardziej wyrazistych w dolnych rejestrach. Zosią była Natalia Rubiś, Złym Panem – Jerzy Butryn, świetnie sprawdził się pomysł powierzenia partii Aniołka soliście Chóru Chłopięcego Narodowego Forum Muzyki, Antoniemu Szuszkiewiczowi.

Kontrowersyjna natomiast okazała się rozdzielenia partii mówionych i śpiewanych na różnych wykonawców. Zrobiono w ten sposób krzywdę zarówno Moniuszce, jak i Mickiewiczowi. Nie należy muzyki „Widm” wyodrębniać od tekstu, bo nie nie mamy tu do czynienia z oddzielną formą muzyczną. Prawdziwa wartość tego, co skomponował Moniuszko, polega na integralnej jedności nut i słowa, w tym ujawnia się niezwykłe wyczucie kompozytora na poetycki tekst i na jego wartość dramaturgiczną.

W sytuacji, gdy partie poszczególnych postaci przydzielono zarówno aktorom, jak i śpiewakom, uległa zagmatwaniu klarowność tego zaduszkowego obrzędu. Na dodatek Pawel Janyst poddawał poetycki tekst z filmową nonszalancją, a Mariusz Bonaszewski był wręcz nieznośnie manieryczny w swej nadekspresyjności.

To nasz narodowy obrzęd połączony nazwiskami dwóch wielkich twórców Adama Mickiewicza, którego „Dziadów” część II w całości wykorzystał Stanisław Moniuszko, komponując swe sceny liryczne. Taki bowiem podtytuł dał „Widmom”, na powtórzenie oryginalnego tytułu poety nie zgodziła się wówczas carska cenzura.

Chwalone w XIX wieku, nie doczekały się potem „Widma” należnego uznania. Może dlatego, że nie wiadomo, gdzie je dokładnie umieścić: na estradzie koncertowej czy w teatrze. W ich sceniczną atrakcyjność wierzy w naszych czasach właściwie jedynie Ryszard Peryt, który inscenizował je już trzykrotnie. Kolejnej próby uteatralnienia „Widm” podjął się na ubiegłorocznej Wratislavii Cantans Paweł Passini, ale była to pod względem inscenizacyjnym totalna porażka.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Teatr
Kamienica świętuje 15. urodziny!
Teatr
„Wyprawy pana Broučka”: Czech, który wypił za dużo piwa
Teatr
Nie żyje Alicja Pawlicka. Aktorka miała 90 lat
Teatr
Łódź teatralną stolicą Polski. Wkrótce Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Teatr
Premiera „Schronu przeciwczasowego”. Teatr nie jest telenowelą