To nasz narodowy obrzęd połączony nazwiskami dwóch wielkich twórców Adama Mickiewicza, którego „Dziadów” część II w całości wykorzystał Stanisław Moniuszko, komponując swe sceny liryczne. Taki bowiem podtytuł dał „Widmom”, na powtórzenie oryginalnego tytułu poety nie zgodziła się wówczas carska cenzura.
Chwalone w XIX wieku, nie doczekały się potem „Widma” należnego uznania. Może dlatego, że nie wiadomo, gdzie je dokładnie umieścić: na estradzie koncertowej czy w teatrze. W ich sceniczną atrakcyjność wierzy w naszych czasach właściwie jedynie Ryszard Peryt, który inscenizował je już trzykrotnie. Kolejnej próby uteatralnienia „Widm” podjął się na ubiegłorocznej Wratislavii Cantans Paweł Passini, ale była to pod względem inscenizacyjnym totalna porażka.
Dobrze więc, że Andrzej Kosendiak, który przygotował wówczas „Widma” od strony muzycznej, zdecydował się przywieźć je na Festiwal Beethovenowski bez tego sztafażu pseudoteatralnego. Tym niemniej pewne elementy tamtej koncepcji zaciąży na obecnej prezentacji utworu Moniuszki w sali Filharmonii Narodowej.
Ciekawym okazał się pomysł wykonania „Widm” przez grającą na historycznych instrumentach Wrocławską Orkiestrę Barokową. Nawet jeśli niekiedy instrumenty dęte rozmijały się ze sobą, to pewna surowość brzmienia dobrze współgrała z klimatem muzyki Moniuszki i dramatem Mickiewicza. Bardzo dobrze zaprezentował się chór Narodowego Forum Muzyki.
Spośród solistów najważniejszą rolę otrzymał Szymon Komasa, któremu powierzono rolę Guślarza. Obdarzony ładnym barytonem artysta zinterpretował tę partię z aktorskim nerwem, tym niemniej jest ona bardziej odpowiednia dla głosów ciemniejszych i bardziej wyrazistych w dolnych rejestrach. Zosią była Natalia Rubiś, Złym Panem – Jerzy Butryn, świetnie sprawdził się pomysł powierzenia partii Aniołka soliście Chóru Chłopięcego Narodowego Forum Muzyki, Antoniemu Szuszkiewiczowi.