Rhizopolis przypomina o zależności człowieka od ekosystemów. To podziemne miasto przetrwania wygląda jak gąszcz korzeni, w którym odbiorcy mają doświadczyć możliwych skutków katastrofy klimatycznej. Na pozór można się w śród nich schronić, ale ta podziemna przestrzeń budzi niepokój, jeśli nie grozę.

- Chcę, żeby wchodząc na wystawę, odwiedzający poczuli się nieistotni, zrozumieli, że w majestatycznym świecie przyrody są takim samym kruchym, uwarunkowanym bytem, jak wszystko, co istnieje – wyjaśnia artystka. - Przeraża mnie sprawczość człowieka – fakt, że jednym gestem jesteśmy w stanie wykarczować setki hektarów lasu czy skazać niezliczone gatunki istot na zagładę. Zaburzamy porządek rzeczy na każdym poziomie, sami siebie prowadzimy na skraj antropogenicznej katastrofy klimatycznej. To, co teraz dzieje się na całym świecie, pandemia, to tylko przygrywka do tego, co nas czeka. Chciałabym, aby widz czuł moje własne przerażenie, ale i mój głęboki respekt wobec wszelkiej materii, wobec Ziemi. – dodaje.

Bezpośrednią inspiracja nowego projektu Joanny Rajkowskiej, przypominającego scenografię do nieistniejącego filmu, była obserwacja masowej wycinki lasów, po której na wielu hektarach ziemi zostają tylko martwe korzenie drzew.

Twórcy wystawy podkreślają, że żadne drzewo nie zostało ścięte na potrzeby Rhizopolis. Wystawa powstaje we współpracy z botaniczką Urszulą Zajączkowską, autorką książki „Patyki, badyle”, która zapewnia, że „Konstrukt Rhizopolis nie jest fantazją”.