Sporo już napisano o tym, w jaki sposób media – szczególnie te społecznościowe – przyczyniają się do dezinformacji. Wiemy też doskonale, że prócz rodzimej propagandy związanej z działaniem machin politycznych swoje dokłada również ta rosyjska, która wykorzysta każdą okazję do tego, by siać zamęt. Warto jednak na problem popatrzeć od strony bardziej filozoficznej. Doszło bowiem do niezwykle ciekawego odwrócenia stanowisk.
Ostatnio filozof Dariusz Karłowicz przypomniał mi, że w latach 90. i na początku XXI w. liberałowie i lewica wrogo patrzyli na pojęcie prawdy. Ileż wtedy razy słyszeliśmy, że roszczenie prawdy to prosta droga do totalitaryzmu. Prawda mogła być co najwyżej względna, każdy miał mieć swoją, ale prawda absolutna to już prawie absolutyzm, ograniczenie wolności, intelektualny i polityczny gwałt.
Postmoderniści przekonywali, że możemy jedynie poznawać konteksty, rozumieć funkcjonowanie znaków w pojęciowych strukturach, analizować języki. Możemy tylko poszukiwać rozmaitych interpretacji, lecz nie mamy dostępu do prawdy. Niektórzy przekonywali nawet, że pojęcie to jest zbędne, że to jedynie określenie związane z emocjami. Wrogiem stali się klasycy, począwszy od Arystotelesa, twórcy definicji prawdy jako adekwatności myśli do rzeczywistości. Filozofia oparta na zbudowanych przez niego podstawach, wzmocniona jeszcze chrześcijaństwem – słyszeliśmy – doprowadziła w XX w. do potwornych zbrodni dokonywanych w imię właśnie prawdy absolutnej. Musimy więc ją odrzucić.
Ale w ciągu kilku ostatnich lat to myślenie wyszło z mody. Liberałowie i ludzie lewicy znaleźli sobie dziś nowego wroga: nazywają go populizmem. Dlaczego populiści wygrywają wybory? Nie, nie dlatego, że potrafią dobrze zdiagnozować lęki społeczeństwa, ale dlatego, że operują dezinformacją, fake newsami itp. Jeśli jest coś, co jest w stanie nas uratować – zdają się twierdzić dziś ci sami, którzy jeszcze dwadzieścia lat temu ostrzegali, że prawda to najkrótsza droga do totalitaryzmu – to właśnie prawda. Teraz więc drogą do totalitaryzmu jest populizm, jego relatywizm i dezinformacja. Tym zaś, co uratuje Zachód i liberalną demokrację, jest prawda.
Z jednej strony więc liberałowie i lewica wciąż prowadzą krucjatę przeciwko religijnym korzeniom Europy, wciąż powstają takie miejsca jak Dom Historii Europejskiej w Brukseli, z którego niemal wyrugowano chrześcijaństwo. A z drugiej strony słyszymy, że właśnie trzeba bronić prawdy, że największym zagrożeniem dla zachodniej tożsamości jest dezinformacja.