– Byłoby to najlepsze z możliwych rozwiązań – powiedział dziennikarzom. Bataliony NATO będą także stacjonować w krajach bałtyckich. Na Litwie dowodzić będą Niemcy, w Estonii – Wielka Brytania, a na Łotwie – Kanada. Ciągle niepewny był jednak udział Kanady w gronie krajów wiodących, od tego uzależniona była układanka także w innych państwach wschodniej flanki. Ostateczne decyzje będą ogłoszone w Warszawie, potem rozpocznie się konstruowanie batalionów.
– Powinny przybyć do tych czterech krajów na początku 2017 roku – mówił dyplomata NATO.
W każdym batalionie będą żołnierze z kilku krajów, ale największe siły zapewni kraj wiodący i to on zapewni uczestnictwo innych. Stacjonujące w poszczególnych państwach oddziały mogą się różnić liczebnością, bo kraje mają różną definicję batalionu.
Ale w sumie z personelem wsparcia taki batalion powinien liczyć od 800 do 1000 osób. Rotacja będzie następowała co sześć–dziewięć miesięcy i między poszczególnymi zmianami ma nie być przerwy. W efekcie więc siły NATO będą na stałe w Polsce i krajach bałtyckich.
Żeby nie działały w próżni, już wcześniej podjęto inne decyzje dotyczące aktywności sojuszu w naszym regionie, w tym magazynów sprzętu czy jednostek integracji sił NATO (NFIU), ulokowanych na wschodzie. Na poprzednim szczycie NATO dwa lata temu w Walii postanowiono o potrojeniu (do ok. 40 tys. żołnierzy) liczebności sił szybkiego reagowania i stworzenia w ich ramach elitarnej szpicy liczącej kilka tysięcy ludzi gotowych do przemieszczenia się w rejon zagrożenia w ciągu kilku dni.
Flanka południowo-wschodnia
Rosji boją się też kraje na południowo-wschodniej flance NATO, czyli Rumunia i Bułgaria. W Rumunii znajdzie się dowództwo międzynarodowej brygady, w tym kraju będzie też ona odbywała szkolenia. Ale nie będzie tam stacjonowała, na razie też żadne państwa nie deklarują udziału w niej. Poza tym NATO rozpoczyna przygotowania do odpowiedzi na coraz bardziej agresywną obecność Rosji na Morzu Czarnym.