Parlament Łukaszenki mile widziany na Wiejskiej

Opozycja demokratyczna jest zniesmaczona decyzją marszałka Sejmu w sprawie utworzenia Polsko- Białoruskiej Grupy Parlamentarnej.

Aktualizacja: 20.04.2016 20:44 Publikacja: 19.04.2016 19:07

Alaksandr Łukaszenka

Alaksandr Łukaszenka

Foto: AFP

O powołaniu tej grupy „Rz" informowała w zeszłym tygodniu. Na jej czele stanął Adam Andruszkiewicz, poseł Kukiz'15 związany z Ruchem Narodowym. Założona przez niego 23-osobowa grupa ukonstytuowała się w roku, w którym białoruska opozycja demokratyczna będzie obchodziła 20. rocznicę likwidacji niezależnego parlamentu.

W listopadzie 1996 roku młody prezydent Aleksander Łukaszenko przeprowadził referendum, dzięki któremu uzyskał nieograniczoną władzę prezydencką, a kilka dni później rozwiązał Radę Najwyższą. Na jej miejsce powołał kontrolowaną przez siebie Izbę Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego, powszechnie nazywaną na Białorusi parlamentem. Od tej pory żadne wybory parlamentarne w tym kraju nie odbyły się według demokratycznych zasad, a ich wyniki nie były uznawane na Zachodzie.

– Od 1996 roku na Białorusi nie ma parlamentu. Łukaszenko przeprowadził antykonstytucyjne referendum i powyrzucał nielojalnych deputowanych. Od 20 lat siedzą tam wyłącznie mianowani przez niego ludzie – mówi „Rz" prof. Stanisław Szuszkiewicz, pierwszy przywódca niezależnej Białorusi. Na wiadomość o utworzeniu w Sejmie polsko-białoruskiej grupy bilateralnej Szuszkiewicz reaguje stanowczo. – Jeżeli ci polscy deputowani chcą współpracować z parlamentem Łukaszenki, to taka działalność nie wróży nic dobrego – mówi.

Podobnego zdania jest Robert Tyszkiewicz z PO, który od lat stoi na czele zespołu parlamentarnego wspierającego demokratyczne inicjatywy Białorusinów. – Wykonujemy gest wobec parlamentu, którego nie uznawaliśmy przez ponad trzy lata – mówi „Rz" Tyszkiewicz. Według niego został on wykonany przedwcześnie, ponieważ w tym roku na Białorusi odbędą się kolejne wybory parlamentarne. – Nawiązywanie współpracy z białoruskim parlamentem jest odwróceniem się parlamentu polskiego od demokratycznych środowisk i społeczeństwa obywatelskiego na Białorusi. Zespół Tyszkiewicza, w skład którego wchodzą także członkowie PiS, zaapelował do marszałka Kuchcińskiego o wycofanie swojej decyzji. Członkowie zespołu przypomnieli, że jedną z głównych przyczyn zawieszenia współpracy parlamentarnej w 2005 roku była dokonana przez władze w Mińsku delegalizacja Związku Polaków na Białorusi. Wtedy też kilkanaście domów polskich wybudowanych na koszt polskiego podatnika przejął reżimowy Związek Polaków.

– Sytuacja się nie zmieniła – mówi „Rz" Andrzej Pisalnik, wieloletni działacz Związku Polaków na Białorusi, działającego nielegalnie od ponad dziesięciu lat. – Powołanie tej grupy parlamentarnej układa się w logikę dialogu, do którego szlaki przecierał minister Waszczykowski podczas swojej wizyty na Białorusi. Nieoficjalnie wiadomo, że toczą się rozmowy na nasz temat – dodaje.

Niewykluczone, że w ramach tych rozmów na uroczystości z okazji 1050. rocznicy chrztu Polski został zaproszony wiceprzewodniczący białoruskiego parlamentu Wiktor Guminski. W Poznaniu wiceszef kontrolowanej przez Łukaszenkę Izby Reprezentantów spotkał się z wicemarszałkiem Sejmu Ryszardem Terleckim oraz z wicemarszałkiem Senatu Bogdanem Borusewiczem.

– Nie wiadomo, dlaczego polscy deputowani oszukują siebie i stają w jednym szeregu z ludźmi należącymi do pseudoparlamentu Łukaszenki. Wygląda na to, że jest to decyzja polityczna. Nie jesteśmy z niej zadowoleni – mówi „Rz" Pawał Siewiaryniec, były więzień polityczny i lider Białoruskiej Chrześcijańskiej Demokracji.

Innego zdania są władze w Mińsku, które nie kryją zadowolenia z powodu poprawy stosunków z Warszawą.

– Nie można być sąsiadami i patrzyć na siebie przez celowniki. Polscy parlamentarzyści, którzy wrócili do dialogu z białoruskim parlamentem, podjęli słuszną decyzję – mówi „Rz" gen. Nikołaj Czerginiec, były szef komisji ds. zagranicznych białoruskiej Rady Republiki Zgromadzenia Narodowego (odpowiednik polskiego Senatu). To właśnie Czerginiec stał na czele białorusko-polskiej grupy bilateralnej, której działalność została zawieszona. – Wspólnie z polskimi kolegami rozwiązywaliśmy problemy mieszkańców rejonów przygranicznych, odwiedzaliśmy Puszczę Białowieską, spotykaliśmy się z polskimi biznesmenami. To była miła i pożyteczna współpraca – opowiada.

O powołaniu tej grupy „Rz" informowała w zeszłym tygodniu. Na jej czele stanął Adam Andruszkiewicz, poseł Kukiz'15 związany z Ruchem Narodowym. Założona przez niego 23-osobowa grupa ukonstytuowała się w roku, w którym białoruska opozycja demokratyczna będzie obchodziła 20. rocznicę likwidacji niezależnego parlamentu.

W listopadzie 1996 roku młody prezydent Aleksander Łukaszenko przeprowadził referendum, dzięki któremu uzyskał nieograniczoną władzę prezydencką, a kilka dni później rozwiązał Radę Najwyższą. Na jej miejsce powołał kontrolowaną przez siebie Izbę Reprezentantów Zgromadzenia Narodowego, powszechnie nazywaną na Białorusi parlamentem. Od tej pory żadne wybory parlamentarne w tym kraju nie odbyły się według demokratycznych zasad, a ich wyniki nie były uznawane na Zachodzie.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 765
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 764
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 763
Świat
Pobór do wojska wraca do Europy. Ochotników jest zbyt mało, by zatrzymać Rosję
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 762