Rzeczpospolita: Dlaczego według pana Holendrzy nie zgodzili się na umowę stowarzyszeniową z Ukrainą?
Siergiej Markow: Holendrzy traktują Ukraińców tak samo jak Syryjczyków: jako głodnych, biednych i często z kryminalną przeszłością. Holendrzy nie chcą, by ludzie ci przyjechali do nich, pobierali zasiłki, a wieczorami okradali ich na ulicy. Nie bez znaczenia pozostaje również to, że wcześniej podczas referendum Holendrzy odrzucili tak zwaną konstytucję UE, ale Bruksela i tak przeforsowała ten dokument pod nazwą „Traktat lizboński". Teraz po raz kolejny naród ten mówi „nie" Komisji Europejskiej, która podejmuje decyzje wbrew opinii obywateli krajów UE.
W Kijowie twierdzą, że Moskwa była zaangażowana w referendum w Holandii poprzez swoich lobbystów.
Są to głupie i chamskie kłamstwa władz w Kijowie, które wiedzą, że każde brednie mogą sprzedać europejskim mediom. Będziecie drukowali każde ich kłamstwa. Władze UE przymknęły oko na przeprowadzony przez nich krwawy przewrót państwowy oraz terror, którego dokonali w Odessie i teraz czynią to w Donbasie. Tymczasem ludzie w Europie wiedzą, że Ukrainą rządzi junta. Władze w Kijowie otrzymały od Sorosa (amerykański finansista – red.) 10 mln dolarów na prowadzenie kampanii propagandowej w Holandii. Wywołało to efekt odwrotny. Zwiększyła się frekwencja i jeszcze więcej mieszkańców tego kraju zagłosowało na „nie". Rosja do tego się nie mieszała.
Niezależnie od tego umowa stowarzyszeniowa UE z Ukrainą już funkcjonuje. Jaki stosunek do tego ma Moskwa?