– Prawie sześć miesięcy po wyborach ludzie mają prawo, by coś nareszcie zaczęło się dziać – tłumaczyła w poniedziałek w Berlinie Angela Merkel. Przypomniała, że sprawuje obecnie urząd szefa rządu federalnego tymczasowo. Niedługo się to zmieni. Umożliwia to ogłoszony w niedzielę werdykt członków SPD, którzy zaakceptowali w referendum uczestnictwo w koalicji z CDU/CSU. Merkel panią kanclerz zostanie, po raz czwarty z rzędu, 14 marca. W tym dniu odbędzie się głosowanie w Bundestagu. Partnerzy nowego wydania wielkiej koalicji (GroKo) mają przeważającą większość i żadnych niespodzianek nie będzie.
Zdobycie kanclerstwa po raz czwarty udało się do tej pory jedynie Konradowi Adenauerowi i Helmutowi Kohlowi. Niemieckie media zwracają uwagę, że pani kanclerz sprawuje urząd dłużej niż sześciu pozostałych szefów państw i rządów grupy G7.
Rządzi już dłużej niż Margaret Thatcher (była premierem 11 lat) czy Gro Harlem Brundtland, premier Norwegii (10 lat). Ma szansę pokonać Indirę Gandhi (15 lat ), ale zapewne nie doścignie Sirimavo Bandaranaike, szefowej rządu Sri Lanki (18 lat).
Merkel będzie współpracować z Andreą Nahles, dziewiątym przywódcą SPD, od czasu gdy na czele CDU stanęła obecna kanclerz. Co więcej, SPD nie głosowała w czasie wyborów na kanclerza w Bundestagu częściej na żadnego innego kandydata niż na Merkel. Nie na Willy'ego Brandta, Helmuta Schmidta czy Gerharda Schrödera, kanclerzy socjaldemokratów. To świadczy o słabości SPD.
Socjaldemokraci są na dnie i wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że warunkiem dotrwania obecnego rządu Merkel do końca kadencji jest zdobycie przestrzeni i wzmocnienie politycznej pozycji przez SPD. Wprawdzie partia ta zdołała wywalczyć w negocjacjach koalicyjnych nieproporcjonalnie więcej do swej obecnej politycznej siły, ale na dobrą sprawę niczego to nie załatwia. W poprzednim rządzie SPD udało się zrealizować jej sztandarowy projekt płacy minimalnej, ale po czterech latach w koalicji nie była w stanie tego sukcesu zdyskontować.