„Na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa Łukaszenko oświadczył, że nie wieźmie udziału w zbliżających się wyborach prezydenckich, a na swoje miejsce zaproponował inną kandydaturę. Jest nią Władimir Makiej [po białorusku - Uładzimir], szef białoruskiego MSZ" - wiadomość o takiej treści otrzymały prawie wszystkie białoruskie redakcje, a jej nadawcą były dziennikarze znanych rosyjskich mediów, którzy powoływali się na swoje anonimowe źródła na Kremlu.
W tym czasie kilku białoruskich politologów i działaczy społecznych poproszono w imieniu moskiewskich redakcji o komentarz w tej sprawie. - Zwróciła się do mnie osoba, która przedstawiła się jako dziennikarz telewizji Life News. Odmówiłem komentarza w tej sprawie – napisał na swoim profilu w jednej z sieci społecznościowych białoruski analityk Aleksander Fieduta.
Po tym, jak w rosyjskiej przestrzeni internetowej rozpętała się na ten temat burzliwa dyskusja, niektóre tamtejsze media w tym telewizja Life News oświadczyły, że ich współpracownicy nie zwracali się do białoruskich ekspertów po komentarz w tej sprawie.
- Wszystko wskazuje na to, że autorzy tych informacji znajdują się w Moskwie i że jest to kolejna próba wywierania nacisku na Łukaszenkę – mówi „Rz" znany białoruski politolog i ekspert Radia Swaboda Waleryj Karbalewicz. – W obliczu zbliżających się wyborów prezydenckich Rosja chce zademonstrować, że białoruski prezydent jest nadal zależny od Kremla – dodaje.
O tym, że białoruski prezydent nie wystartuje w kolejnych wyborach, mówił również ambasador Rosji w Mińsku Aleksander Surikow. - Wątpię, by Łukaszenko się zdecydował na udział – powiedział w grudniu ubiegłego roku.