Cztery skocznie, jeden orzeł

Pierwszy konkurs w sobotę w Oberstdorfie. Turniejowego zwycięstwa sprzed roku broni Kamil Stoch, który pokazał w środę w Zakopanem, że jest w bardzo dobrej formie.

Aktualizacja: 29.12.2018 06:13 Publikacja: 27.12.2018 17:39

Kamil Stoch wygrywał turniej już dwa razy

Kamil Stoch wygrywał turniej już dwa razy

Foto: PAP

Myśl, że Stoch sięgnie po trzeci sukces z rzędu, jest więc całkowicie uprawniona, a silne wsparcie wicelidera PŚ Piotra Żyły może tylko zwiększyć emocje walki z rewelacją sezonu, Japończykiem Ryoyu Kobayashim.

Skoczkowie prowadzeni od marca 2016 roku przez Stefana Horngachera przyzwyczaili nas do śmiałych marzeń. Wyniki konkursów PŚ tej zimy były solidne, obietnice koncentrowały się wokół Turnieju Czterech Skoczni i mistrzostw świata w Seefeld. Czemu więc nie czekać na efektowne starty mistrza Kamila i kompanii, tym bardziej że z obozów treningowych słychać było wieści nie tylko o prawidłowych przygotowaniach, ale też o doskonałym wsparciu technologicznym. Stoch wygrywający trzy razy, rok po roku, jak w latach 60. Norweg Bjoern Wirkola, to najpiękniejsza wizja.

Lider Ryoyu

Rywale są znani: Japończycy mają rewelacyjnego młodzieńca na górze klasyfikacji PŚ. Ryoyu Kobayashi i jego cztery zwycięstwa pucharowe robią wrażenie. Wiara w Polaków opiera się na ich turniejowym doświadczeniu, które polega także na umiejętności radzenia sobie z rosnącą z konkursu na konkurs presją. Oni ją znają, Japończyk nie.

Klasyfikacja PŚ podpowiada, że może się liczyć także Niemiec Karl Geiger. Wygrał pierwszy z dwóch konkursów w Engelbergu i trochę nieoczekiwanie został liderem ekipy Wernera Schustera. Ma 25 lat, pochodzi z Oberstdorfu. Cichy protegowany trenera kadry przez trzy poprzednie zimy tylko raz potrafił się dostać na podium w zawodach pucharowych.

Drużyna niemiecka przechodzi zmianę. Do Geigera jako numer 2 dołączył Stephan Leyhe – kiedyś także skoczek z tła, jakie tworzył dla mistrza olimpijskiego Andreasa Wellingera, zdobywcy Pucharu Świata Severina Freunda i Richarda Freitaga, który rok temu wydawał się głównym rywalem Stocha.

Austriacy cierpią – kryzys widać wyraźnie, nie tylko z powodu nieobecności Gregora Schlierenzauera. Dziś Austria ma do zaoferowania światu znakomitych trenerów i niepewność, czy samotny Stefan Kraft przypomni sobie dawne przewagi.

Norwegowie Johann Andre Forfang i Robert Johansson są w pierwszej dziesiątce PŚ, ale drużyna nie błyszczy jak przed laty, podobnie jak Słoweńcy, którym rodzina Prevców już nie zapewnia niegdysiejszej dominacji. Może się jeszcze pokazać rosyjski lider Jewgienij Klimow, ale nie ma pewności, że starczy mu wytrwałości na cztery udane konkursy.

Zatem uśmiechnięty Stoch i po nowemu cichy, a po staremu niebezpieczny Żyła? Czemu nie. W ten sposób znów odrobilibyśmy straty z wczesnych lat Turnieju Czterech Skoczni, gdy tylko z rzadka widziano polskich skoczków na podium konkursów, a w klasyfikacji końcowej długo takiej przyjemności polski kibic nie zaznał.

Może dlatego polska historia TCS dla niektórych rozpoczyna się od zwycięstwa Adama Małysza zimą 2000/2001 roku, choć wcześniej jednak Polacy startowali – i pokazywali się, jak Antoni Wieczorek w 1962 roku albo Stanisław Bobak w 1975. Jednak nie wygrywali, chociaż bywało, że byli blisko. Józef Przybyła w 1964 roku prowadził w turnieju po siedmiu skokach, ale ósmy zakończył upadkiem (na zeskoku trafił na kamień). Inną polską turniejową legendę napisał Stanisław Marusarz, który w 1966 roku w Ga-Pa i Innsbrucku skakał jako gość honorowy i zrobił to w garniturze, pod krawatem. Miał wówczas 53 lata.

Faktem jest jednak, że do czasów Małysza i Stocha Turniej Czterech Skoczni przynosił dumę głównie skoczkom z krajów założycielskich oraz Norwegom.

Górale mieli chęć

Trudno się dziwić, bo powstał z autentycznej potrzeby tyrolskich i bawarskich górali, którzy po drugiej wojnie światowej szukali możliwości sportowego mierzenia się nie tylko z lokalnymi przeciwnikami. Zaczęli Austriacy z dwóch klubów narciarskich w Innsbrucku.

Doprowadzili do powstania międzynarodowego tygodnia skoków na wzgórzu Bergisel w 1951 i 1952 roku. Te zawody przyszło oglądać ponad 25 tysięcy osób, zanotowano sukces frekwencyjny i nawet finansowy. Ciąg dalszy zależał od zwiększenia obszaru działania i budżetu.

Wzrok Tyrolczyków padł na Bawarię. Międzynarodowa Federacja Narciarska (FIS) przywróciła reprezentantom Niemiec prawo rywalizacji zagranicznej od 1949 roku. Dlatego w maju 1952 roku mogło dojść do przyjacielskiego spotkania w salonie pensjonatu Haus Maier w Innsbrucku, podczas którego grupa działaczy rozważała sposoby organizacyjnej współpracy „najważniejszych klubów narciarskich w krajach alpejskich" – jak sami o sobie mówili.

Szóstkę ojców założycieli Turnieju Czterech Skoczni tworzyli: Toni Glos i Emmerich „Putzi" Pepeunig z Innsbrucku, Andi Mischitz i Fred Triebner z Bischofshofen oraz Sepp Hartl i Franz Rappenglück z Partenkirchen. Okoliczności rozmów były przyjemne: na niedalekiej skoczni w Seegrube urządzono nocne skoki przy prowizorycznym świetle elektrycznym, potem można było obradować.

Hotel Pocztowy

Ustalono także, że w celu zrównoważenia partnerstwa po obu stronach granicy należy wciągnąć do współpracy jeszcze jeden klub po niemieckiej stronie gór. Zadanie dostali koledzy z Partenkirchen, lepiej znający bawarskie realia. Początkowo rozważano kandydatury Berchtesgaden, Oberammergau i Füssen.

Z powodu względnej bliskości klubów założycielskich uznano jednak, że nie przyciągną kibiców z nowych obszarów. Pozostał Oberstdorf, ośrodek sportów zimowych z długą tradycją (klub powstał w 1906 roku), ale miejscowi działacze początkowo wcale nie byli skłonni do wspólnej pracy.

Dali się jednak przekonać, pozostało spotkać się raz jeszcze – już w ósemkę, dołączyli Alfons Huber i Xaver Kaiser z SC Oberstdorf. Zebrali się 14 grudnia 1952 roku w Hotelu Pocztowym w Partenkirchen. Uzgodnili przenosiny biura do prywatnego salonu pana Pepeuniga w Innsbrucku, ustalili daty konkursów, rozesłali zaproszenia w świat, zatwierdzili budżet.

Umowę potwierdzili uściskami dłoni, na słowo honoru. Formalnych dokumentów prawie nie było. Organizatorzy nie mieli do dyspozycji wielkich sum, ulgą było dla nich nawet to, że za znaczki pocztowe na listach zgodził się zapłacić regionalny tyrolski urząd sportu.

Najważniejszy był entuzjazm stron i pragnienie rywalizacji. Obsługę konkursów zapewniali głównie wolontariusze, długie lata nie było innego sposobu przeprowadzenia zawodów. Na początku wielką rolę odgrywała twórcza improwizacja.

Turniej w latach pionierskich miał polityczne i naturalne przeszkody. Polityczne były niekiedy bardzo konkretne – na przejściu granicznym w Oberjoch Austriacy w 1953 roku nie chcieli przepuścić Szwedów, gdyż ci nie mieli wiz. Zapał organizatorów był jednak silniejszy niż wymagania służb granicznych i po negocjacjach zawodnicy dostali się na skocznie.

Trochę mniejszy blask

Często groziła turniejowi zła pogoda, ale trzeba przyznać z podziwem, że nawet gdy na świecie nie było jeszcze maszyn do produkcji sztucznego śniegu, zawsze dało się wyłonić mistrza. Tylko dwa (!) konkursy na 264 odbyły się w innym terminie, niż zaplanowano, żadnego nie skreślono.

Turniej szybko wyszedł z salonu pana Pepeuniga, stał się imprezą bardzo telewizyjną, oglądaną przez miliony i zarabiającą miliony.

Siła TCS polegała na tradycji, ale też sprzyjaniu nowoczesności. Cztery skocznie to po 67 latach zupełnie inne obiekty niż te, na których skakał pierwszy mistrz Sepp Bradl. Turniej od 28. edycji (zima 1979/1980) jest częścią Pucharu Świata, od 45. edycji (1997/1997) wprowadzono system KO – eliminacje parami w pierwszej serii. To w TCS pojawił się po raz pierwszy system zamrażania rozbiegu, zaświeciła cienka zielona linia pokazująca miejsce, gdzie trzeba wylądować, by objąć prowadzenie w konkursie, wprowadzono sztuczne tory najazdowe oraz sprawdzono nowe sposoby transmisji telewizyjnej.

Turniej kreował gwiazdy. Po Bradlu byli nimi: Helmut Recknagel, Bjoern Wirkola, Jens Weissflog (cztery triumfy), Janne Ahonen (pięć). Przyszedł w końcu Wielki Szlem Svena Hannawalda zimą 2001/2002 roku, powtórzony przez Kamila Stocha 16 lat później.

Ciąg dalszy nastąpi jak zawsze w Oberstdorfie, na oba niemieckie konkursy bilety wyprzedano. Na austriackie nie. Turniej chyba trochę traci blask, którego nie poprawi Złoty Orzeł jako nagroda, bo pojawiła się silna konkurencja w postaci Raw Air i Willingen Five, zawodów innych, bliższych współczesności i, przede wszystkim, oferujących znacznie wyższe premie. Wydarzenia na Schattenberg-Schanze, Olympia-Schanze, Bergisel i Paul-Ausserleitner-Schanze będą więc ważne dla przyszłości turnieju – może trwanie w bawarsko-tyrolskim kolorycie to już nie jest przepis na sukces.

Program, zwycięzcy, klasyfikacja PŚ

? Oberstdorf:

sobota, 16.30: kwalifikacje (Eurosport 1)

niedziela, 16.30: I konkurs (TVP 1, TVP Sport, Eurosport 1)

? Garmisch-Partenkirchen:

Sylwestrowy poniedziałek: 14.00 kwalifikacje (Eurosport 1)

wtorek, Nowy Rok: 14.00 II konkurs (TVP 1, TVP Sport, Eurosport 1)

? Innsbruck:

czwartek, 14.00: kwalifikacje (Eurosport 1)

piątek, 14.00: III konkurs (TVP 1, TVP Sport, Eurosport 1)

? Bischofshofen:

sobota, 17.00: kwalifikacje (Eurosport 1)

niedziela, 17.00: IV konkurs (TVP 1, TVP Sport, Eurosport 1)

Zwycięzcy z ostatniej dekady:

2017/2018: K. Stoch (Polska)

2016/2017: K. Stoch (Polska)

2015/2016: P. Prevc (Słowenia)

2014/2015: S. Kraft (Austria)

2013/2014: T. Diethart (Austria)

2012/2013: G. Schlierenzauer (Austria)

2011/2012: G. Schlierenzauer (Austria)

2010/2011: T. Morgenstern (Austria)

2009/2010: A. Kofler (Austria)

2008/2009: W. Loitzl (Austria)

Reprezentacja Polski:

Piotr Żyła; Kamil Stoch

Dawid Kubacki, Jakub Wolny, Stefan Hula, Maciej Kot, Aleksander Zniszczoł

Klasyfikacja PŚ: 1. R. Kobayashi (Japonia) 556 pkt.; 2. P. Żyła 445; 3. K. Stoch 365; 4. K. Geiger (Niemcy) 327; 5. J. A. Forfang (Norwegia) 321; 6. S. Leyhe (Niemcy) 255; 7. J. Klimow (Rosja) 238; 8. R. Johansson (Norwegia) 202; 9. A. Wellinger (Niemcy) 198; 10. T. Zajc (Słowenia) 179;...12. D. Kubacki 154; 23. J. Wolny 61; 32. S. Hula 25; 49. M. Kot 7.

Myśl, że Stoch sięgnie po trzeci sukces z rzędu, jest więc całkowicie uprawniona, a silne wsparcie wicelidera PŚ Piotra Żyły może tylko zwiększyć emocje walki z rewelacją sezonu, Japończykiem Ryoyu Kobayashim.

Skoczkowie prowadzeni od marca 2016 roku przez Stefana Horngachera przyzwyczaili nas do śmiałych marzeń. Wyniki konkursów PŚ tej zimy były solidne, obietnice koncentrowały się wokół Turnieju Czterech Skoczni i mistrzostw świata w Seefeld. Czemu więc nie czekać na efektowne starty mistrza Kamila i kompanii, tym bardziej że z obozów treningowych słychać było wieści nie tylko o prawidłowych przygotowaniach, ale też o doskonałym wsparciu technologicznym. Stoch wygrywający trzy razy, rok po roku, jak w latach 60. Norweg Bjoern Wirkola, to najpiękniejsza wizja.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Inne sporty
Kolejne sukcesy pilotów. Aeroklub Polski czeka na historyczny rok