Konkurs na Wielkiej Krokwi miał mocnego kandydata do zwycięstwa w osobie Macieja Kota, szóstego skoczka Pucharu Świata, ale kandydat odrobinę popsuł pierwszy skok - 120 metrów wystarczyło tylko na szóste miejsce, strata nie była mała.
Liderzy po pierwszej serii skakali prawie 130 m: prowadził Piotr Żyła przed Stefanem Hulą i Dawidem Kubackim. W drugiej serii Kot pięknie zaatakował, 139 m było najlepszym wynikiem konkursu, lecz koledzy nie stracili wiele, złota i srebra nie dali sobie odebrać, ambicja poniosła także ich poza granicę 130 m. Żyła, Kubacki, Kot – to kolejność końcowa. Byłemu mistrzowi pozostanie nieoficjalny, nowy rekord odnowionej Wielkiej Krokwi.
W mistrzostwach Polski pojawiło się 37 skoczków. Różnica między szóstką z kadry A Stefana Horngachera i resztą stawki była widoczna – austriacki trener Polaków ma w drużynie naprawdę najlepszych. Wszyscy pokazali formę, która może cieszyć kibiców skoków.
– Kibicom konkurs mógł się bardzo podobać, zwłaszcza druga seria. Było jednak bardzo nerwowo, bo jestem dla siebie najtrudniejszym przeciwnikiem. Po nieudanym pierwszym skoku potrafiłem jednak wrócić, to dla mnie okazało się dziś najważniejsze. Takie skoki chcę zostawić w głowie i z optymizmem jechać do Oberstdorfu – mówił do kamer TVP Maciej Kot.
Nieobecność Kamila Stocha była wymuszona przez lekką chorobę, mistrz olimpijski wolał opuścić świąteczny konkurs, by nie ryzykować większego osłabienia przed 65. Turniejem Czterech Skoczni (start w Oberstdorfie, 29 grudnia kwalifikacje, 30 grudnia pierwszy konkurs).