Udane kwalifikacje do tego konkursu (sukces Piotra Żyły, czwarte miejsce Kamila Stocha, ósme Macieja Kota, cała polska szóstka w zawodach), a także ogólnie niezłe wejście drużyny Stefana Horngachera w nowy sezon skłaniały do optymizmu. Optymizm okazał się uzasadniony, ale tylko wobec formy najlepszej polskiej dwójki – Żyły i Stocha. Pozostali – bez błysku, Maciej Kot i Jakub Wolny – nawet bez punktu.
Forfang zaatakował z trzeciego miejsca po pierwszej serii, różnice między pierwszą trójką byli nieznaczne (Polak przegrał tylko o 0,2 pkt) ale sukces to sukces, daje Norwegom nadzieję na wyraźny wzrost formy drużyny, tym bardziej, że w pierwszej dzisiątce byli także Robert Johansson (6.) i Halvor Einar Granerud (9).
W pierwszej serii wiatr był kapryśny, zmienny co do mocy i kierunku, ale najlepszym jednak nie przeszkodził. Kobayashi został liderem konkursu po pierwszym skoku, miał niewielką przewagę nad Żyłą i nieco większą nad Forfangiem. Skład pierwszej dziesiątki był dość oryginalny: obok Stefana Krafta pojawili się w niej Dmitrij Wasiliew, Timi Zajc, Kilian Peier, Jernej Damian, także Władimir Zografski.
W drugiej serii hierarchia wróciła, niektórzy bohaterowie minionej zimy pokazali na co ich stać, ładny był zwłaszcza atak Stephana Leyhe oraz Stefana Krafta i Roberta Johanssona. Na razie jednak wielkich zmian w PŚ te wyniki nie spowodowały.
Trzej Polacy w drugiej dziesiątce po pierwszej serii – to był pretekst do wiary w poprawę pozycji Dawida Kubackiego, Stefana Huli i Kamila Stocha, ale tylko ten ostatni rzeczywiście się poprawił – awansował o siedem pozycji. Pozostali spadli o kilka miejsc.