Pojawiły się nowe płozy, które jeszcze w zeszłym roku nie były tak dostępne. Sporo zawodników na nich jeździ, ja też je testuję. Pewnie będą również jakieś testy materiału, z którego szyte są stroje. Trzeba cały czas trzymać rękę na pulsie.
Igrzyska w Azji to konieczność aklimatyzacji. Doświadczenie podpowiada, jak opracować najlepszy plan?
Jeździliśmy na Zachód, jeździliśmy na Wschód i wydaje się, że wszystko wiemy, ale zawsze może się zdarzyć coś, co nas zaskoczy, choćby tak prozaiczna rzecz, jak opóźnienia bagażu. Na takie niespodzianki trzeba również być przygotowanym. Staram się wykorzystywać swoje doświadczenie z pracy strażaka, bo tam, jadąc do zdarzenia, nigdy nie wiem, co mnie czeka, gdy już dotrę na miejsce. Są ustalone procedury, ale dopiero na miejscu okazuje się, jak szybko muszę działać. Generalnie jestem życiowym optymistą. Wierzę w swoje umiejętności i szczęście, bo jeżeli zacznę widzieć wszystko w czarnych barwach, to na starcie i podczas biegu mojemu samopoczuciu to na pewno nie pomoże. Mam zawsze plany A, B i niekiedy nawet C, zależnie od tego, jak rozwinie się sytuacja, ale przede wszystkim wierzę w swoje umiejętności.
W łyżwiarstwie szybkim ważna jest „szybkość" lodu. Czego można się spodziewać w Pjongczang?
Mieliśmy możliwość testowania całego obiektu na rok przed igrzyskami, podczas mistrzostw świata, jak to zwykle bywa. Tor wydaje się bardzo szybki. Ściągnięto do pracy najlepszych lodomistrzów z Kanady. Myślę, że takie same warunki będą panowały na igrzyskach, ale wszystko okaże się na miejscu. Trzeba być gotowym na wszelkie scenariusze. Wiadomo, że są różne preferencje, ale jakość lodu będziemy znali już wcześniej.
Ja wolę ten cięższy lód, bardziej wymagający, taki, na którym trzeba użyć więcej siły. Trudniej mi się jeździ na torach szybkich, gdzie nie do końca mogę pokazać swoją moc. Ale na przygotowanie lodu nie mam wpływu i trzeba sobie będzie poradzić niezależnie od okoliczności. Nie ma przebacz.