Koronawirus skrócił tegoroczne emocje na igelicie do zaledwie dwóch konkursów indywidualnych w Polsce. Plany rozegrania pełnego cyklu zaczęły się kruszyć już w maju, gdy z kalendarza skreślono inaugurację w Courchevel.
Po Francuzach rezygnowali Austriacy (Hinzenbach), następnie organizatorzy finału w Niemczech (Klingenthal), wreszcie odwołano dwa wrześniowe przystanki w Kazachstanie (Szczuczyńsk) i Rosji (Czajkowski). Została tylko Wisła i polscy działacze, którzy odważnie zmierzą się z organizacją konkursów 22 i 23 sierpnia w warunkach pandemii.
Zadanie jest ambitne, tym bardziej że rywalizacja na skoczni im. Adama Małysza będzie jedynym przed zimą poważnym sprawdzianem rozwiązań przyjętych z powodu Covid-19. Debiutujący w roli dyrektora FIS ds. skoków Sandro Pertile mówi o wielkim wyzwaniu i przedefiniowaniu sposobu działania w narciarstwie wyczynowym, od spotkań kapitanów poczynając, na dystansie społecznym i wydzielonych trasach komunikacyjnych kończąc.
Raczej nie przesadza – na zawody przyjedzie także sekretarz generalny Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) pani Sarah Lewis.
Widocznym skutkiem koronawirusa będzie ograniczenie liczby widzów w Wiśle do 999, rozproszenie ich w kilku miejscach i oddzielenie pleksiglasowymi osłonami od przechodzących zawodników. Początkowo planowano wpuścić pod skocznię tylko 524 osoby, ale zmiana strefy żółtej na zieloną w powiecie cieszyńskim pozwoliła na złagodzenie rygorów. Trybuny mieszczą do 8 tysięcy widzów, krzesełek jest 1233.