Konkurs drużynowy na skoczni mamuciej w Vikersund oglądało się dobrze – loty były długie, walka interesująca. Końcowa kolejność: 1. Słowenia, 2. Niemcy, 3. Austria, następnie Polska – jednak trochę zawiodła polskich kibiców, tym bardziej, że początek był bardzo obiecujący: po próbach Piotra Żyły i Jakuba Wolnego, polska czwórka prowadziła.
Gorzej skakali jednak ci teoretycznie lepsi – Dawid Kubacki i Kamil Stoch. Zwłaszcza forma polskiego mistrza olimpijskiego musiała martwić – Stoch skakał przygaszony, męczył się, zamiast radości dalekiego skakania widać było tylko niemoc.
Pierwszy nieudany skok przeniosł drużynę mocno w dół – na szóste miejsce. Koledzy pomagali w drugiej serii, jak mogli, doprowadzili nawet do awansu na trzecie miejsce po siedmiu seriach, ale na końcu znów – Kamil Stoch w wersji zgaszonej, ledwie 200 m i spadek poza podium. W sobotę lider reprezentacji Polski wymagał pociechy pozostałych, potem, wciąż załamany, ominął dziennikarzy pod skocznią, ale wrócił i kazał przeprosić kibiców, że nie jest w stanie pogadać o konkursie. Może więcej powie w niedzielę.
Słoweńcy cała czwórką skakali równo i daleko, mieli też jednak mocnego przywódcę: najlepszą notę indywidualną konkursu zdobył Domen Prevc. Niedaleko za nim była dwójka, która pozostała w walce o główną nagrodę Raw Air 2019: Stefan Kraft i Ryoyu Kobayashi. Robert Johansson już definitywnie odpadł z tej rywalizacji, ale trzeciego miejsca w turnieju raczej nie straci.
Przed konkursem drużynowym Austriak prowadził przed Japończykiem zaledwie o 6,6 pkt, po pierwszej sobotniej serii różnica nieco zmalała (Ryoyu skoczył 241,5 m – rekord życiowy), ale po drugiej nieco wzrosła – do 8,5 pkt, w dalszym ciągu to niewiele. Johansson traci do Krafta ponad 95 pkt. Na czwartej pozycji pojawił się Markus Eisenbichler, ale ze stratą ponad 150 pkt.