Jeśli prawdą jest, że trener Stefan Horngacher kazał się oszczędzać polskim skoczkom w piątek, to zadanie wykonali bardzo dobrze: skakali w kwalifikacjach oszczędnie, w sam raz, by się bez stresu zakwalifikować i nie tracić energii.
Miejsca to potwierdzają: Stoch – 11., Dawid Kubacki – 24, Piotr Żyła – 33., Jakub Wolny – 35., już zdrowy, ale jeszcze nieco słaby, jak mówił do kamer. Pozostali wspominali, że to wciąż tylko rodzaj treningu, zalecali kibicom spokój i czekanie z większymi emocjami do sobotniego popołudnia.
Gdyby szukać zdobywców medali tylko na podstawie rezultatów kwalifikacji, to należałoby wskazać Niemców: pierwszy Eisenbichler, drugi Karl Geiger. Potwierdził dobrą formę Szwajcar Killian Peier – był trzeci. Poza nimi też bez niespodzianek: trzech Austriaków i dwóch Japończyków w pierwszej dziesiątce (lider PŚ Ryoyu Kobayashi na 4. pozycji), do tego Rosjanin Jewgienij Klimow, Norweg Andreas Stjernen.
Kwalifikacje pokazały także, jak trenerzy najsilniejszych ekip oceniają obecną siłę swych skoczków w Seefeld/Innsbrucku. Polacy wiadomo, skakali bez Stefana Huli, Norwegowie bez zdolnego juniora Thomasa Aasena Markenga, Japończycy zostawili w rezerwie Naoki Nakamurę, Słoweńcy Anze Semenica i Jerneja Damjana, Austriacy Jana Hörla, Niemcy zaś Stephana Leyhe.
Z 61 uczestników kwalifikacji odpadła jedenastka, która raczej powinna odpaść: trzech Kazachów, dwóch Estończyków, jeden Węgier, Ukrainiec, Rosjanin, Fin, Kanadyjczyk oraz Amerykanin – w tym przypadku padło na urodzonego w USA potomka rodu Gąsieniców, Patricka.