Trener kadry Niemiec Stefan Horngacher cieszył się podwójnie, bo drugi był Stephan Leyhe, dopiero trzeci austriacki lider PŚ Stefam Kraft. Polacy mocni: Kamil Stoch szósty, Dawid Kubacki ósmy, Piotr Żyła dziewiąty, ale trochę brakowało im do pełnej satysfakcji.
Na warunki skakania z początku nikt nie narzekał. Pierwsza seria (po treningowej, w której zdecydowanie najdalej skoczył Kraft) była dość wyrównana – prowadzenie objął Karl Geiger, jedyny skoczył 100 m, przypominając, że na mniejszych skoczniach potrafi wiele – w styczniu wygrał dwa konkursy PŚ na skoczni normalnej w Predazzo.
Drugi był coraz bardziej śmiały Leyhe, potem Stefan Kraft, Peter Prevc i Dawid Kubacki, któremu w Rasnovie zaczęło dokuczać przeziębienie, ale przykrych skutków choroby na skoczni w zasadzie widać nie było. Kamil Stoch zajmował ósme miejsce, choć skakał tak daleko jak inni, czyli 98 m, lecz znów przydarzyło mu się małe zachwianie przy lądowaniu – to niosący pewne ryzyko efekt starań o elegancję wykończenia skoku, czyli bliskie prowadzenie desek.
Pozostała polska czwórka spisała się wedle znanej hierarchii – Piotr Żyła nieźle – był 11., Jakub Wolny – 19., Aleksander Zniszczoł z awansem do serii finałowej, choć na końcu stawki, Klemens Murańka bez awansu, choć niezbyt daleko od granicy szczęścia. Różnice między najlepszymi duże nie były, Geigera od dziesiątego Piusa Pasche dzieliło raptem 11,5 punktu.
Drugą serię rozpoczął Zniszczoł i trochę się poprawił (92 m). Razem ze skokiem Polaka nad Trambuliną Valea Carbunarii pojawił się jednak nagle dość gęsty śnieg i kolejne skoki stały się znacznie krótsze. Po pięciu próbach jury musiało zrobić przerwę na czyszczenie torów. Dmuchawy i miotły poszły w ruch, podniesiono belkę startową. Efekt był, ale z początku niezbyt silny, dopiero, gdy zupełnie przestało padać, skoki stały się dłuższe.