Kto spóźnił się z włączeniem telewizora, mógł przegapić dwa najlepsze przejazdy. Kriechmayr ruszył na trasę Vertigine pierwszy, popędził, niekiedy przekraczając prędkość 114 km/godz., wybierał bardzo dobry tor jazdy, ale na zawieszenie medalu na szyi (samodzielne – taki przepis w czasach koronawirusa) musiał czekać prawie godzinę.
Ciśnienie mu podskoczyło już przy przejeździe drugiego alpejczyka – Andreasa Sandera, zjazdowego fachowca, ale bez podium w PŚ. Niemiec miał na mecie czas o 0,01 s gorszy. O większe emocje było trudno, chociaż na trasie pojawiło się wielu dawnych bohaterów igrzysk i MŚ. Brąz zdobył jeden z nich – Szwajcar Beat Feuz.
Mistrz to 29-letni syn instruktorów narciarstwa, w wolnych chwilach rolnik na rodzinnej farmie. W narciarstwie alpejskim od zawsze specjalista supergiganta, choć w PŚ wygrywał obie konkurencje szybkościowe. Mistrzem świata wcześniej nie był, ale dwa lata temu stał na podium w Aare, w super-G był drugi, w zjeździe trzeci.
Vincent Kriechmayr po niedzielnym sukcesie dołączył do doskonałego towarzystwa – takich, którzy wygrali zjazd i super-G w jednych mistrzostwach świata jest od niedzieli trzech. Pierwszym był Hermann Maier (1999), drugim Bode Miller (2005).
Drugi tydzień mistrzostw w Cortinie rozpoczną w poniedziałek przełożone o tydzień zawody w kombinacji kobiet i mężczyzn. Drugi raz na stoku Olympia delle Tofane pojawi się zatem Maryna Gąsienica-Daniel, w tej konkurencji powinna być wyżej niż w supergigancie (27.). Ma ponadto w planach starty w slalomie równoległym (16 lutego) i gigancie (18 lutego), w którym wystąpi również Magdalena Łuczak.