Największym sukcesem weekendu ze skokami na Mühlenkopfschanze było doprowadzenie do końca jednodniowych zawodów w sobotę. Organizatorzy, mimo sporych zagrożeń, zdołali bezpiecznie przeprowadzić trening, kwalifikacje i pełny dwuseryjny konkurs.
Nagrodą dodatkową był bezsporny sukces ich skoczka – Stephan Leyhe wygrał serię kwalifikacyjną, konkurs i miniturniej w Willingen (siłą rzeczy piątkę w nazwie zastąpiła trójka), otrzymał za to trzy premie: 3 i 10 tys. franków szwajcarskich oraz nagrodę specjalną 25 tys. euro.
Niemiecki skoczek wyszedł z cienia kolegów, po raz pierwszy zwyciężył w konkursie PŚ, czekał na taki dzień długo – ma 28 lat. Leyhe urodził się w Schwalefeld, niespełna 6 km od wielkiej skoczni Mühlenkopf, barwy SC Willingen nosi od dzieciństwa. Gdy miał 11 lat i był reporterem miejscowego klubu dziecięcego, udało mu się spotkać na skoczni samego Svena Hannawalda. Zadał mu wtedy pytanie: „Co jest takiego wspaniałego w skokach narciarskich?" Mistrz odpowiedział: „Po prostu spróbuj".
Spróbował. Po 17 latach to Hannawald, dziś ekspert Eurosportu, na tej samej skoczni zadawał pytania młodszemu koledze, który po kontuzjach i problemach Severina Freunda, Andreasa Wellingera i Richarda Freitaga, wyrasta na lidera niemieckich skoków.
Do tej pory Leyhe był uznawany za solidnego członka drużyny. Srebro olimpijskie w Pjongczangu i złoto MŚ to potwierdzają. Indywidualnie jednak nie potrafił się pokazać. Stefan Horngacher pytany o powody przemiany odrzekł, może nie całkiem żartem: – Ma teraz dobrego trenera...