Sprintem do kariery

Monika Skinder to największa nadzieja biegów. Wychowała się w Tomaszowie Lubelskim, gdzie tradycje tego sportu sięgają lat 60. ubiegłego wieku.

Publikacja: 07.02.2019 12:50

Foto: Rzeczpospolita

Na nizinach też można biegać na nartach, chociaż w Polsce ciągle panuje przekonanie, że jeśli zima, śnieg i sport – to koniecznie tylko w górach. Może kiedyś będzie tak jak w Oslo, gdzie po miejskich parkach suną dla przyjemności biegacze i nikogo to nie dziwi, bo ta moda dociera w różne zakątki Europy, głównie za sprawą sukcesów Justyny Kowalczyk, która przez wiele lat niosła w Polsce na swoich barkach tę dyscyplinę.

Teraz pani Justyna razem z Aleksandrem Wierietielnym, swoim trenerem od lat, prowadzi żeńską reprezentację.

Może kibice w Polsce doczekają się kolejnych sukcesów narciarek szybciej, niż myślą?

Upadek, ale zaraz potem srebro

Monika Skinder ma 17 lat, tak naprawdę dopiero wchodzi w wiek juniorski, a już odnosi sukcesy. Niedawno zdobyła srebrny medal w sprincie techniką klasyczną podczas mistrzostw świata w Lahti. Poprzednio taki sukces odniosła w 2003 roku Kowalczyk, więc skojarzenia są jak najbardziej uprawnione. Niewiele brakowało, żeby marzenia o medalu skończyły się bardzo szybko, bo Skinder w ćwierćfinale wywróciła się tuż po starcie, ale jest bardzo mocna, więc zdołała dogonić rywalki.

Nie jest to jedyny sukces zawodniczki MULKS Grupa Oscar Tomaszów Lubelski w ostatnim czasie.

Podczas zawodów Pucharu Świata w Dreźnie zdobyła swoje pierwsze w karierze punkty – w sprincie stylem dowolnym zajęła 20. miejsce. Trener i prezes klubu z Tomaszowa wyżej ceni jednak medal wywalczony wśród juniorek. Po sukcesie w mistrzostwach świata minister sportu i turystyki Witold Bańka zapowiedział objęcie zawodniczki programem „Team 100".

– Wicemistrzostwo świata juniorek cenię wyżej, bo medalowe miejsca wcześniej zajmowała tylko Justyna Kowalczyk. To jest olbrzymi sukces, bo pamiętajmy, że Monika jest w wieku juniorki młodszej, a startowała z dwa lata starszymi dziewczynami. Na razie świetnie radzi sobie w sprintach, ale mam nadzieję, że na dystansach też kiedyś będzie mocna. Apogeum wytrzymałości osiąga się w wieku 27–30 lat, więc ma jeszcze trochę czasu na rozwój – mówi „Życiu Regionów" trener Waldemar Kołcun.

Wspomina też, że wielki talent było u tej młodej zawodniczki widać od samego początku, właściwie od momentu, gdy w drugiej klasie szkoły podstawowej po raz pierwszy przyszła na trening.

– Jej pierwszym trenerem była Ewelina Mróz, po roku Monika dołączyła do grupy Henryka Ostrykiewicza, po trzeciej klasie zmieniła szkołę, żeby trenować pod moim okiem. Już dwa lata później, będąc w piątej klasie szkoły podstawowej, przeszła do najstarszej grupy i wygrywała z dwa–trzy lata starszymi rywalkami. To czysty sportowy talent, do tego jej rodzice są bardzo pozytywnie nastawieni do sportu, a to, zwłaszcza na najwcześniejszym etapie kariery, jest bardzo ważne – ocenia trener.

Monika Skinder była najlepsza na igrzyskach młodzieży w Białce Tatrzańskiej, wygrywała seryjnie zawody z cyklu „Bieg na igrzyska".

– Przed pójściem do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem przerastała swoją kategorię wiekową, więc można ją było wystawiać w kategorii juniora młodszego. Przyznam, że miałem dużo wątpliwości, ale to przeniesienie otworzyło jej szansę na starty wśród seniorek. Dzięki temu w wieku 15 lat zdobyła pierwszy złoty medal mistrzostw Polski w sprincie – podkreśla Waldemar Kołcun.

Mistrzyni... Czech

Dołączyła do kadry młodzieżowej, zmieniła metody treningowe, startowała w zawodach międzynarodowych. Potem przyszły kolejne sukcesy, choćby otwarte mistrzostwo Czech, wywalczone w wieku 16 lat. Prezes klubu z Tomaszowa Lubelskiego wspomina, że po cichu liczył na wyjazd swojej zawodniczki na igrzyska olimpijskie w Pjongczangu. Do Korei Południowej Skinder jeszcze nie pojechała, ale pod koniec poprzedniego sezonu w nagrodę dołączyła do kadry seniorskiej na zawody Pucharu Świata w Lahti i Drammen. Świata tam nie podbiła, ale mogła z bliska zobaczyć najsłynniejsze rywalki, oswoić się z atmosferą.

Po zakończeniu sezonu, zamiast roztrenowania, wyjechała na trzy tygodnie do Finlandii z grupą prowadzoną przez Kowalczyk i Wierietielnego. Może trenować z duetem, który jest znany z zamiłowania do ciężkiej pracy, ale dzięki tej parze grupie niczego nie brakuje. Dostęp do najlepszych nart i serwismenów, którzy będą umieli sprawić, że narta pojedzie w każdych warunkach, to warunek niezbędny do odnoszenia sukcesów w biegach narciarskich.

Pierwsze szlify Skinder zdobywała jednak z dala od gór i największych ośrodków narciarskich, chociaż tradycje biegania na nartach w Tomaszowie Lubelskim, a właściwie w niedalekich Pasiekach, sięgają lat 60. XX wieku.

Zimy w tamtej części Polski były wtedy dość srogie, śniegu nie brakowało, więc biegało się na nartach również w Wojciechowie, Szczebrzeszynie, Zwierzyńcu.

Zapaleniec i burmistrz

Jak to często w takich przypadkach bywa, zaczęło się od pasji jednego człowieka – animatorem środowiska był wtedy Wacław Koszel. Początek lat 90. i zmiany zasad finansowania sportu spowodowały, że i biegi narciarskie na Lubelszczyźnie dosięgnął kryzys. Skoro brakowało pieniędzy na piłkę nożną czy koszykówkę, to problemy nie mogły ominąć biegaczy narciarskich, którzy w kolejce po pieniądze zajmowali dalsze miejsca. Kryzys był tak głęboki, że działać przestał nawet Lubelski Okręgowy Związek Narciarski.

Na szczęście wychowankowie Wacława Koszela nie zapomnieli o młodzieńczej pasji. Biegi narciarskie, jako burmistrz Tomaszowa Lubelskiego, wskrzesił były zawodnik klubu z Pasiek Ryszard Koprowski, który stworzył w mieście ośrodek. Dołączył do niego Kazimierz Nowakowski z Wojciechowa (dzisiaj trener kadr młodzieżowych województwa lubelskiego), który wciągnął w to środowisko Waldemara Kołcuna.

Dzisiaj na Lubelszczyźnie działa prawdziwy ośrodek, do którego przyjeżdżają pobiegać na nartach pasjonaci z innych rejonów Polski.

– O zimy w Polsce jest coraz trudniej, ale tutaj zawsze śnieg był, bo jest odpowiedni mikroklimat, nawet jeśli 20 kilometrów dalej było zielono, to u nas było biało. Taka specyfika regionu. Tłumaczę to położeniem w dolinie, ale leśnicy mówią o lasach jodłowych, które ściągają śnieg. Fakty są takie, że nasze trasy są położone w lasach. Mówi się o nich Siwa Dolina i są coraz bardziej znane. Przyjeżdżają chętni do biegania na nartach, działają wypożyczalnie, mamy sztuczne naśnieżanie, a trasy przygotowuje ratrak – wylicza w rozmowie z „Życiem Regionów" Waldemar Kołcun.

Kompleks tras liczy ponad 5 kilometrów i można tam znaleźć odcinki o różnej skali trudności. Trasa profesjonalna ma ok. 2,5 kilometra i homologację Polskiego Związku Narciarskiego. Samo położenie jest atrakcyjne, bo nie trzeba wyjeżdżać za miasto, żeby przypiąć narty i biegać. Trasy zaczynają się w okolicy stadionu miejskiego, czyli 15 minut spacerem od centrum miasta, i chyba nigdzie w Polsce nie są tak dogodnie położone. Może z wyjątkiem Zakopanego, ale tam klub ma siedzibę w Kościelisku, a więc kilka kilometrów dalej.

Potrzebny lepszy... asfalt

W Tomaszowie tworzą plany rozwoju. Pilną potrzebą jest powiększenie zbiorników wodnych, żeby śnieg lecący z armatek był lepszy, bo przy bardziej intensywnym naśnieżaniu zbiorniki podają zbyt ciepłą wodę. Ośrodek planuje również zakup nowej armatki, a na torze nartorolkowym przydałoby się wymienić wysłużony asfalt, zamontować materace osłonowe oraz zmodernizować instalację elektryczną. Koszt wszystkich inwestycji to około 300 tysięcy złotych. Sam klub tego nie udźwignie, więc w MULKS Grupa Oscar bardzo liczą na finansowanie z Ministerstwa Sportu lub urzędu marszałkowskiego. Nowym marszałkiem województwa lubelskiego został były wiceminister sportu Jarosław Stawiarski, więc jest szansa, że sport będzie w centrum zainteresowania władz samorządu wojewódzkiego.

Bez wsparcia władz samorządowych byłoby bardzo ciężko rozwinąć i utrzymać klub, w którym w siedmiu grupach trenuje ponad setka dzieci. Są oczywiście prywatni sponsorzy, ale środki od nich pochodzące nie wystarczyłyby, bo potrzeby są duże. Klub zapewnia zawodnikom sprzęt (narty, stroje, kijki), do tego trzeba doliczyć smary, wyjazdy na zawody, na obozy (spora grupa wyjechała tej zimy do włoskiego Livigno), a i trenerom trzeba zapłacić.

Medalowe sprawozdania

Prezes Kołcun jest zadowolony ze współpracy z burmistrzem Wojciechem Żukowskim i radnymi, każdego roku klub występuje o dotację do władz Tomaszowa Lubelskiego, więc wyniki są skrupulatnie odnotowywane: złoty medal mistrzostw Polski seniorów w sprincie i mistrzostwo Czech w sprincie Moniki Skinder, pierwsze miejsce w klasyfikacji klubowej Narodowego Programu Rozwoju Biegów Narciarskich „Bieg na igrzyska" o Puchar Grupy Azoty, do tego pierwsze miejsce w klasyfikacji klubowej i medalowej mistrzostw Polski młodzików i ogólnopolskich zawodów UKS PZN w narciarstwie biegowym – to tylko niektóre z długiej listy osiągnięć.

Anna Berezecka, Antoni Żółkiewski, Bartosz Cielniak, Szymon Bełz to kolejne talenty, którymi chwali się prezes Kołcun. Do tego dochodzą zawody, które klub organizuje sam – choćby znany w środowisku Bieg Hetmański. Latem w Tomaszowie organizuje się zawody na nartorolkach, w tym bicie rekordu Polski na 100 metrów – rekordy należą do Moniki Skinder i Macieja Staręgi z UKS Rawa Siedlce. Na Lubelszczyźnie dzieje się naprawdę sporo. Co ciekawe, działa też drugi klub – wrotkarski – TUKS Roztocze. Zawodnicy są ci sami. Na wrotkach startowała też Skinder i nawet wygrywała z nadzieją łyżwiarstwa szybkiego Karoliną Bosiek.

Miasto przekazuje dotację (ostatnio ok. 14 tysięcy złotych), pomaga, zaśnieżając trasy. Do tego dochodzi wsparcie z urzędu marszałkowskiego, pieniądze za punkty w rywalizacji sportowej – za punkt dostaje się 100 złotych, a tych punktów MULKS zdobył ostatnio ponad 200.

Klub składa też wnioski w każdym programie, który pojawia się na stronie Ministerstwa Sportu. Sporo się trzeba nachodzić, ale efekty są, bo ziarnko do ziarnka i można uzbierać nawet 400 tysięcy złotych rocznie.

W cieniu Lewego

Martwi jednak to, że coraz trudniej namówić dzieci do rozpoczęcia treningów. Jest niż demograficzny, a większość garnie się do piłki nożnej i siatkówki. Co roku w MULKS robią nabór, ale teraz każdy młody człowiek chce być jak Robert Lewandowski czy Bartosz Kurek. Oby za kilka lat zaczęli marzyć o tym, by być jak Monika Skinder. ©?

Na nizinach też można biegać na nartach, chociaż w Polsce ciągle panuje przekonanie, że jeśli zima, śnieg i sport – to koniecznie tylko w górach. Może kiedyś będzie tak jak w Oslo, gdzie po miejskich parkach suną dla przyjemności biegacze i nikogo to nie dziwi, bo ta moda dociera w różne zakątki Europy, głównie za sprawą sukcesów Justyny Kowalczyk, która przez wiele lat niosła w Polsce na swoich barkach tę dyscyplinę.

Pozostało 95% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Żużel
Nowy kontrakt telewizyjny Ekstraligi. Złote czasy czarnego sportu
Inne sporty
Kajakarze walczą o igrzyska w Paryżu. Została ostatnia szansa
SPORT I POLITYKA
Andrzej Duda i Recep Tayyip Erdogan mają wspólny front. Stambuł wchodzi do gry
Inne sporty
Kolejna kwalifikacja. Reprezentacja Polski na igrzyska rośnie
sport i nauka
Sport to zdrowie? W przypadku rugby naukowcy mają wątpliwości