Zamglona skocznia Vogtland Arena w sobotę ponownie powitała skoczków opadami śniegu, ale groźne zapowiedzi wielkich wiatrów się nie spełniły i pucharowy konkurs indywidualny przebiegł całkiem sprawnie. Polacy w tych warunkach spisali się bardzo dobrze. Już pierwsza seria potwierdziła, że trójka najstarszych: Stoch, Kubacki i Żyła potrafi postawić się nawet Granerudowi. Zajmowali odpowiednio: drugie, czwarte i piąte miejsce.
Młody Norweg oddał jednak najdłuższy skok serii (140,5 m), w dodatku na prośbę trenera Alexandra Stoeckla z belki obniżonej o jeden stopień względem rywali. Zysk z tego manewru nie był może ogromny (2,1 pkt. więcej od Stocha), ale potwierdzał znakomitą formę lidera PŚ. Pewną niespodzianką konkursu były nieudane próby liczących się skoczków: Daniela Hubera, Mariusa Lindvika i Karla Geigera. W klasyfikacji PŚ pierwsza dziesiątka, w Klingenthal miejsce poza trzydziestką.
Druga seria tylko trochę zmieniła kolejność za plecami Graneruda. Najwięcej zyskał Bor Pavlovcić, który poleciał 142,5 m i awansował z szóstego na trzecie miejsce (pierwsze podium PŚ). Po skoku Słoweńca jury obniżyło rozbieg dla ostatniej piątki, więc skoki Polaków nie były może już tak efektowne, ale wciąż skuteczne.
Najbardziej przyjemną wiadomością dla polskich kibiców było to, że Kamil Stoch odkrył drobne niedoskonałości wcześniejszych prób i choć jeszcze nie był w stanie zagrozić Granerudowi, to został pierwszym za norweskim liderem. Lider zaś zrobił w finale swoje – 141,5 m na zakończenie, lot daleko poza zieloną linię i firmowy uśmiech na podium. Zwycięstwo numer 9 tej zimy oznacza już niemal pewną wielką Kryształową Kulę dla Norwega. Klasyfikacja drużynowa też nie drgnęła: Norwegowie są poza zasięgiem Polaków, ale Polacy uciekli Niemcom.
Na stanowsku trenerskim zabrakło w ten weekend Michala Doležala, czeski trener Polaków ze względów osobistych wziął sobie wolne. Skoczków wysyłał z belki trener Grzegorz Sobczyk. Drugi, niedzielny konkurs indywidualny PŚ w Klingenthal zacznie się także o 14.30.