Mimo bardzo zmiennego wiatru nad dużą skocznią w Sapporo po pierwszej serii konkursu wydawało się, że wielka czwórka tegorocznego Pucharu Świata: Ryoyu Kobayashi, Stefan Kraft, Dawid Kubacki i Karl Geiger jest tak mocna, że poradzi sobie z warunkami prób na Okurayamie.
W takiej właśnie kolejności trzej panowie K i Niemiec zakończyli pierwszą serię, nieliczni japońscy widzowie mieli satysfakcję, gdyż ich Ryoyu oddał najdłuższy skok (141,5 m) i wszystko zmierzało do atrakcyjnego finału. Dla polskich kibiców miłym widokiem było też piąte miejsce Piotra Żyły.
Seria finałowa rzeczywiście była atrakcyjna, ale inaczej: z szóstego miejsca zaatakował Yukiya Sato, objął prowadzenie (138,5 m) i patrzył z miejsca dla liderów, jak Żyła skacze o 15 metrów bliżej, Geiger aż o 22 metry. Kubacki i Kraft robili co mogli, ale skoki po 126 i 125 m też nie oznaczały sukcesu, choć uratowały im miejsca na podium.
Ryoyu Kobayashi skoczył zaś tylko 110 m, podzielił los wielu innych, których wiatr odepchnął od głównych zaszczytów. Z tej mieszanki kaprysów pogody, talentu, umiejętności i szczęścia wyłonił się japoński zwycięzca (jednak inny, niż można było sądzić), a w klasyfikacji PŚ nastąpiły interesujące roszady: nowym liderem jest Kraft, wiceliderem Geiger (12. w sobotę), na trzecie miejsce awansował Kubacki, przed Kobayashiego, który w konkursie zajął dopiero 16. pozycję.
Piotr Żyła w końcu był dziewiąty, w sumie dobrze, jak na okoliczności startu. Kamil Stoch tym razem był trzecim z polskiej drużyny. Pierwszy skok oddawał przy bardzo mocnym wietrze pod narty, ale podmuchów nie wykorzystał. Przy drugim skoku przestał walczyć o odległość, gdy poczuł brak wsparcia od natury. Wyszło 22. miejsce – na pewno zbyt skromne jak na możliwości kogoś, kto wygrał 35 konkursów PŚ.