Po pierwszej serii konkursu na skoczni im. Heiniego Klopfera aż chciało się patrzeć na tablicę wyników. Pierwszy Kamil Stoch, drugi Piotr Żyła, piąty Dawid Kubacki, ósmy Jakub Wolny. Biało-czerwony zawrót głowy potęgowały rewelacyjne próby polskich liderów: Stoch – 233 m w nienagannym stylu, Żyła – nawet 236, rekord dnia bliski rekordowi skoczni (238,5 m), tylko lądowanie nieco ratunkowe, więc noty za styl niższe.
Chwalić można było każdego, także najmłodszego z tej czwórki Wolnego, który poprawił rekord życiowy długości lotu z 211,5 na 223 m i długo prowadził. Rywale – wydawało się trochę znokautowani. Oczywiście trzeci Stefan Kraft był groźny, wiadomo, że to znakomity lotnik, potem Johan Andre Forfang – też znany z umiejętności dalekiego latania, ale tracili sporo punktów do polskiej pary.
Ryoyu Kobayashi, japoński lider PŚ, skoczył zaledwie 205,5 m, od razu stracił tyle, że nie liczył się w walce o podium. Zagrożenie ze strony Timiego Zajca, Markusa Eisenbichlera, Daniela Hubera i Halvora Egnera Graneruda, którzy również znaleźli się w pierwszej dziesiątce, nie wydawało się wielkie, bo Polacy z przytupem przenieśli rywalizację na niezwykły poziom.
Druga seria przyniosła radykalne zmiany, w tym tę, że żaden z Polaków nie wygrał konkursu. Można rzecz tłumaczyć po części nagłą odmianą kierunku wiatru przy ostatnich skokach finałowej serii. Zanim ta zmiana nastąpiła Wolny przegrał jednak szansę na najlepsze miejsce w PŚ w karierze – tylko 180,5 m i gwałtowny zjazd na 25. miejsce.
Chwilę później Eisenbichler potrafił skoczyć powyżej 220 m, potem Zajc wykonał rewelacyjną próbę – 233,5 z wiatrem w plecy i zaczęły się nerwy. Dawid Kubacki wytrzymał napięcie – 218 m i wyprzedził Niemca, Słoweńcowi nie dał rady. Najlepsi po pierwszej serii trafili zaś w wietrzny dołek i jeden po drugim tracili świetne miejsca. Kamil Stoch nie skoczył nawet 200 m, przyznał, że spoźnił skok, przewaga z pierwszej serii dała mu piątą pozycję, za Żyłą. Młody Zajc wygrał po raz pierwszy konkurs PŚ.