Nie ma silnych na Norwega, zwyciężył tej zimy siódmy i ósmy raz, Kryształowa Kula jest coraz bliżej młodzieńca z Oslo. Polacy są najbliżej norweskiego lidera PŚ. W turnieju Willingen Six z racji fatalnej pogody skróconym do czterech serii premie wzięli jeszcze Daniel Andre Tande i Markus Eisenbichler.
Do kwalifikacji przed finałowym konkursem w niedzielę zgłosiło się 54 skoczków. Zawody rozpoczęto o czasie, ale optymizm, że uda się rozegrać płynnie niedzielną części minicyku Willingen Six zgasł już po 40 minutach. Wiatr hulał, niekiedy powyżej 7 m/s. Po 27 skokach, czyli w połowie, serię kwalifikacyjną odwołano, zapowiadając planowe rozpoczęcie konkursu z udziałem wszystkich zgłoszonych.
W ten sposób „Six" w nazwie cyklu zmieniło się szybko na „Five", ale zapewnień, że tak pozostanie, nikt nie dawał. Wydarzenia na Mühlenkopfschanze wciąż toczyły się w ślimaczym tempie nadawanym przez wskaźniki siły wiatru.
Z polskiego punktu widzenia to czekanie było jednak przyjemne. Przez 102 minuty pierwszej serii liderem był bowiem rekordzista skoczni Klemens Murańka. Uzyskał 134,5 m i to wystarczyło do prowadzenia aż do skoku Piotra Żyły – 137 m.
Na starcie zostało wówczas tylko sześciu skoczków. Anže Lanišek, Dawid Kubacki i Robert Johansson brawury w wietrze nie pokazali. Borek Sedlak podał wówczas komunikat, że drugiej serii nie będzie, Willingen Five zmieniło się w Willingen Four. Kamil Stoch skoczył skromne 125 m, reszta została w nogach Markusa Eisenbichlera i Halvora Egnera Graneruda.