Pierwszy i na razie jedyny tej zimy pucharowy konkurs na skoczni mamuciej skończył euforię po Turnieju Czterech Skoczni.
Najlepszy z Polaków Stefan Hula zajął 14. miejsce. Byłby o dwa miejsca niżej, gdyby nie dyskwalifikacje Jerneja Damjana i Johanna Andre Forfanga z powodu luzów w kombinezonach. Wspomnienia uleciały dość szybko, choć kwalifikacje przeszła cała polska szóstka.
Gdy w sobotę przyszło do poważnego latania na skoczni Kulm, niewielu mogło dorównać Norwegom. Zobaczyliśmy ich trzech w czołowej czwórce rywalizacji, musiały się podobać dwa piękne loty Stjernena pod linię 230 m, które dały mu pierwsze zwycięstwo w Pucharze Świata. Daniel Andre Tande poleciał najdalej (240,5 m), wystarczyło na awans na drugie miejsce, czwarty był Robert Johansson (w jednej z prób – 230 m).
Norwegów rozdzielił, i była to interesująca sprawa, Simon Ammann. Szwajcar dostał skrzydeł w chwili, gdy niewielu zwracało na niego uwagę. W Turnieju Czterech Skoczni był 29., w Pucharze Świata zajmuje 19. miejsce, żadnych wybitnych prób, a na Kulm znów znakomita forma, miejsce na podium, uśmiech szczęścia i nawet lądowanie z telemarkiem. Jedni już mówią o kolejnym olimpijskim wzmożeniu sławnego skoczka, drudzy o nowinkach technologicznych (tytanowe buty), jeszcze inni o wykorzystaniu szczęścia do podmuchów.
Za tą grupą pojawili się kolejni starzy znajomi: Noriaki Kasai i Peter Prevc, ale też młodzi Słoweńcy i korzystający ze znajomości obiektu Austriacy. Tylko Polaków brakowało w pierwszej dziesiątce, i tylko optymiści mogą powiedzieć, że nasi skoczkowie jednak wyjadą z Bad Mitterndorf z dwoma rekordami życiowymi.