Świętowanie sukcesu Dawida Kubackiego w Turnieju Czterech Skoczni nie trwało długo – reprezentacja Polski po powrocie z Bischofshofen dostała na odpoczynek tylko wtorek, w środę była siłownia, w czwartek wyjazd w Dolomity. Trener Michał Doležal nadal twardo trzyma się składu, który wyznaczył na początku zimy. W Predazzo ponownie obowiązuje Polaków limit sześciu skoczków, tę szóstkę tworzą znów Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Piotr Żyła, Maciej Kot, Stefan Hula i Jakub Wolny.
Dwa konkursy w popularnej dolinie narciarskiej – Val di Fiemme, mającej w bagażu historycznym trzykrotną organizację mistrzostw świata (1991, 2003, 2013), miały się odbyć tak jak rok temu na największej z sześciu skoczni (HS-134) przy Stadio del Salto Giuseppe Dal Ben, ale nawet w Dolomitach zima ma kaprysy – kilkanaście dni temu śnieg nagromadzony na dużej skoczni osunął się i trzeba było znaleźć rozwiązanie zastępcze. Po konsultacjach z działaczami Międzynarodowej Federacji Narciarskiej Włosi dostali zgodę na przeniesienie zawodów na skocznię normalną (HS-104).
Polakom, Dawidowi Kubackiemu w szczególności, to chyba nie przeszkodzi, choć jego dobre wspomnienia sprzed roku dotyczą konkursów na „Trampolino Dal Ben", o rozmiar większej.
Kibice pamiętają: pierwsze zawody wygrał wtedy Ryoyu Kobayashi przed Kubackim i Stochem, drugie były popisem przyszłego mistrza świata i mistrza 68. Turnieju Czterech Skoczni, który wyprzedził wówczas Stefana Krafta i ponownie Stocha, obchodzącego jubileusz 300. startu w Pucharze Świata.
Długo wyczekiwane, pierwsze pucharowe zwycięstwo Kubackiego zapisano zatem 12 stycznia 2019 roku. Drugie przyszło kilka dni temu w Bischofshofen, w okolicznościach, które mamy wciąż w pamięci. Może czas na trzecie, w miejscu, które jednoznacznie kojarzy się z sukcesami Polaków.