Z japońskiego punktu widzenia 67. Turniej Czterech Skoczni przebiega idealnie. Ryoyu Kobayashi nic sobie nie robi z ciśnienia wyniku, oczekiwań rodaków i prób rywali. Wygrał na Bergisel jak chciał, wyprzedziwszy Stefana Krafta i Andreasa Stjernena, ogromnie powiększył przewagę nad Markusem Eisenbichlerem w głównej klasyfikacji. Można śmiało mówić, że Japończyk pewnie zmierza do klubu niezwyciężonych, jaki stworzyli w TSC Sven Hannawald (wygrał cztery konkursy w 2002 roku) i Kamil Stoch (2018).
Polskie skoki na Bergisel przyniosły w piątek wrażenie mieszane. Najpierw w serii KO nieźle skakali Kamil Stoch (pewnie wygrał z Clemensem Aignerem) i Dawid Kubacki (pokonał Roka Justina), obaj zajęli obiecujące miejsca w pierwszej dziesiątce. Dołączył do nich Stefan Hula, pierwszy raz awansował w turnieju do finału po zwycięstwie nad Finem Anttim Aalto. Odpadli Jakub Wolny (porażka z Władymirem Zografskim) i zupełnie zgaszony Piotr Żyła, którego zwyciężył Timi Zajc.
Decydująca seria dla reprezentantów Polski oznaczała najpierw słaby skok Huli, Polak był w grupie finałowej ostatni. Potem Kubacki spadł z 10. na 18. miejsce, za tą stratą poszedł spadek z trzeciego na siódme miejsce w TCS.
Tylko Kamila Stocha ambicja i umiejętności poniosły daleko, aż na 131. metr zeskoku. Tam czekała mała pułapka, zachwiane lądowanie, ale mistrz dał radę, w nagrodę awansował z ósmego na piąte miejsce w konkursie i czwarte w turnieju. Do trzeciego Stjernena traci 15,3 pkt., do drugiego Eisenbichlera prawie 20. Rywale za plecami są znacznie bliżej.
Po raz drugi świetnie pokazał się w turnieju Stefan Kraft. Można tylko żałować, że po wygranych kwalifikacjach i udanym konkursie w Oberstdrfie miał potężną wpadkę w Ga-Pa. Rosnącą formę Krafta odzwierciedla jednak klasyfikacja PŚ, tam Austriak jest już siódmy.