Skok na pustą kasę

Kamil Stoch i Dawid Kubacki zarobili na skoczniach miliony złotych, ale uprawiają dyscyplinę, w której za sukcesy płaci się coraz mniej.

Publikacja: 22.11.2020 19:58

Skok na pustą kasę

Foto: AFP

Kilkanaście lat temu, kiedy konkursy Turnieju Czterech Skoczni biły rekordy oglądalności w Niemczech, skoki narciarskie przeżywały złotą erę. Kontrakty sponsorskie z Milką i Audi oraz sięgająca 20 mln widzów telewizyjna publiczność sprawiły, że Adam Małysz w sezonie 2000/01 wyskakał fortunę. Polak poszybował na fali zainteresowania Martinem Schmittem - który za naszą zachodnią granicą przyciągnął do sportu kibiców oraz sponsorów - i w ciągu kilkunastu dni wzbogacił się o blisko pół miliona złotych.

Skoczek z Wisły zgarnął wówczas premię za wyniki w konkursach (80 tys. CHF) oraz wygranie całego turnieju (90 tys. CHF), a także Audi A4 Quattro 3.0. Do tego ostatniego nigdy nie wsiadł, bo podatki i cła sprawiły, że import nie miał sensu. Samochód trzeba było sprzedać za granicą. Co ciekawe, menadżer Polaka Edi Federer chciał wówczas zabrać auto bezpośrednio spod skoczni, ale egzemplarz wystawowy nie miał silnika.

Wynik Małysza rok później poprawił Sven Hannavald. Niemiec jako pierwszy skoczek w historii wygrał wszystkie konkursy cyklu i - łącznie z bonusami - zarobił 350 tys. CHF. Dziesięć lat później organizatorzy zapowiedzieli, że ten, kto powtórzy wyczyn Hannavalda, otrzyma milion euro. Nagrodę gwarantował jeden ze sponsorów turnieju, ale w sezonie 2011/12 na najwyższym stopniu podium stawało aż trzech zawodników, więc nikt dodatku nie zdobył. Dziś o takich premiach w TCS skoczkowie mogą pomarzyć.

Turniej biednieje

System nagród w zawodach Pucharu Świata jest klarowny - skoczkowie za każdy punkty dostają 100 CHF. To oznacza, że zwycięzca zawodów kasuje okrągłe 10 tysięcy CHF. Dzięki temu sezonowa lista płac jest podobna do klasyfikacji generalnej cyklu, a media zainteresowane dyscypliną w trakcie sezonu publikują ją równie chętnie, jak zestawienie zarobków tenisistów i tenisistek. PŚ to nie jednak wszystko. Dodatkowe premie można zgarnąć w TCS, Titisee-Neustadt Five, Willingen Five czy Raw Air.

Najbardziej prestiżowy jest ten pierwszy, rozgrywany na przełomie roku w Oberstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofschofen, ale kasowo najatrakcyjniej prezentuje się ostatni. Kubacki za wygranie TCS dostał rok 20 tys. CHF premii, a najlepszy podczas Raw Air Kamil Stoch mógł zgarnąć trzy razy więcej, ale pandemia koronawirusa skróciła sezon, więc organizatorzy cyklu obcięli nagrody o połowę.

Premie za wyniki w Turnieju Czterech Skoczni to od dawna temat, który jest kamieniem w bucie najlepszych. - Waga wydarzenia i zaangażowanie finansowe organizatorów nie idą w parze z wynagrodzeniem. Turniej jest wyjątkowo biedny, także w porównaniu z innymi wydarzeniami sportowej zimy - nie kryje Schmitt. A Hannavald dodaje: - Turniej jest szczytem sezonu w skokach, co powinno znaleźć odbicie w wysokości nagród, szczególnie dla najlepszego. To, co jest dziś, to wstyd.

TCS broni się prestiżem, bo finansowo ściga tę rywlizację nawet Titisee-Neustadt Five. Japończyk Ryoyu Kobayashi za pięć skoków na niemieckiej ziemi zgarnął w poprzednim sezonie 25 tysięcy euro, a drugi w klasyfikacji turnieju Kubacki oznajmił: - Kwestie finansowe to ciężki temat, którego nie warto teraz roztrząsać. Ja jestem od skakania, a nie od filozofowania.

Głowa do interesów

Skoczkowie w Polsce nie mają źle - pod warunkiem, że rywalizują na najwyższym poziomie. Premie za wyniki to tylko część tortu, na który składają się także nagrody, stypendia i kontrakty sponsorskie. Kadrowicze brali udział m. in. w kampaniach reklamowych Play, Vistuli oraz Grupy LOTOS. Stoch kilka dni temu chwalił się w mediach społecznościowych wzorową współpracą z firmą Atlas, partnerami jego klubu Eve-nement są Stiga, Renault, Blachotrapez, Isover czy Visa. Skoczek założył też własną firmę odzieżową.

Trzykrotny mistrz olimpijskie ma głowę do interesów, więc na zarobki nie narzeka, ale wciąż daleko mu do potentatów polskiego sportu: Roberta Lewandowskiego, Roberta Kubicy, Joanny Jędrzejczyk, czy Marcina Gortata.

Dobre premie oraz kontrakty wystarczą na udane życie także innym kadrowiczom, sytuacja na zapleczu elity jest gorsza. Media coraz częściej obiegają informacje o zawodnikach, którzy zakończyli karierę, bo nie byli w stanie łączyć sportu z pracą. Dwa lata temu narty w kąt odłożył Krzysztof Biegun, niedługo później jego śladem poszedł Bartosz Czyż. Andrzej Stękała, który półtora roku temu stawał na podium zawodów Pucharu Kontynentalnego, skoki łączy z pracą w karczmie.

- Nie jest łatwo. W Niemczech czy Austrii są kluby wojskowe, policyjne, celne. Skoczkowie tam trenują, mają pensje, a między sezonami normalnie służą w formacjach. W Polsce też były przymiarki do stworzenia wojskowego klubu. To by miało przyszłość - mówił niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” Adam Małysz.

Polskie skoczkinie dopiero dobijają do światowej czołówki, więc na sporcie nie zarabiają. Reprezentacja kobiet ma tych samych sponsorów, co kadra mężczyzn. Panie mają dzięki temu opłacony sztab szkoleniowy, zgrupowania, sprzęt, wyjazdy na zawody oraz diety. - Niczego nie brakuje. Związek zrealizował wszystkie nasze życzenia i mamy tyle, ile nam potrzeba - potwierdza trener Łukasz Kruczek. O ewentualny dochód kadrowiczki muszą się zatroszczyć same.

Dziś stypendium za szóste miejsce drużyny mieszanej na mistrzostwach świata mają Kinga Rajda i Kamila Karpiel, obie doczekały się też sponsora indywidualnego. Szansą na dodatkowy zarobek są zawody Pucharu Świata, ale tam premie dostaje tylko najlepsza „piętnastka". Zwycięstwo to 3 tys. CHF, miejsce 15. - 480 CHF.

Powrót do gry

Finanse skoczków cierpią, bo zainteresowanie dyscypliną w ostatnich latach spadło - zwłaszcza w Austrii oraz Niemczech. To sprawiło, że ze sponsoringu wycofali się giganci: Atomic czy Rossignol. Dwa lata temu sponsorem głównym Turnieju Czterech Skoczni została polska firma 4F. Partnerami Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) są Viessmann oraz Audi, ale już przy wspieraniu konkretnych cykli zawodów coraz większą rolę odgrywają sponsorzy lokalni.

Czas pokaże, czy trend się odwróci. Najlepsi skoczkowie świata w ten weekend wracają do gry, pierwszy skok na kasę odbędzie się w Wiśle. Nie wiadomo, ile konkursów Pucharu Świata odbędzie się w tym sezonie, bo rywalizację może storpedować pandemia koronawirusa. 

Kalendarz ułożony przez FIS składa się z 33 zawodów, bo starty w Sapporo gospodarze już odwołali. W poprzednim sezonie do skutku doszły 32 konkursy. Lider listy płac oraz zwycięzca klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Austriak Stefan Kraft zarobił prawie 200 tys. CHF, czyli jedną piątą mniej niż rok wcześniej Kobayashi. Teraz obaj także są w gronie faworytów do największych nagród.

Zarobki skoczków narciarskich w sezonie 2019/20 (kwoty we frankach szwajcarskich)

1. Stefan Kraft (Austria) - 199 400

2. Karl Geiger (Niemcy) - 186 200

3. Dawid Kubacki - 160 700

4. Ryoyu Kobayashi (Japonia) - 160 100

5. Stephan Leyhe (Niemcy) - 141 750

6. Marius Lindvik (Norwegia) - 116 850

7. Kamil Stoch - 114 850

8. Peter Prevc (Słowenia) - 93 200

9. Daniel-Andre Tande (Norwegia) - 90 500

10. Philipp Aschenwald (Austria) - 79 700

Kilkanaście lat temu, kiedy konkursy Turnieju Czterech Skoczni biły rekordy oglądalności w Niemczech, skoki narciarskie przeżywały złotą erę. Kontrakty sponsorskie z Milką i Audi oraz sięgająca 20 mln widzów telewizyjna publiczność sprawiły, że Adam Małysz w sezonie 2000/01 wyskakał fortunę. Polak poszybował na fali zainteresowania Martinem Schmittem - który za naszą zachodnią granicą przyciągnął do sportu kibiców oraz sponsorów - i w ciągu kilkunastu dni wzbogacił się o blisko pół miliona złotych.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Żużel
Nowy kontrakt telewizyjny Ekstraligi. Złote czasy czarnego sportu
Inne sporty
Kajakarze walczą o igrzyska w Paryżu. Została ostatnia szansa
SPORT I POLITYKA
Andrzej Duda i Recep Tayyip Erdogan mają wspólny front. Stambuł wchodzi do gry
Inne sporty
Kolejna kwalifikacja. Reprezentacja Polski na igrzyska rośnie
sport i nauka
Sport to zdrowie? W przypadku rugby naukowcy mają wątpliwości