Turniej Czterech Skoczni: Czas na dzwony i trąby

W niedzielę pierwszy konkurs Turnieju Czterech Skoczni. Wśród kandydatów do zwycięstwa znów jest Kamil Stoch, triumfator sprzed dwóch i trzech lat.

Aktualizacja: 26.12.2019 19:24 Publikacja: 26.12.2019 18:12

Kamil Stoch wygrał niedawno w Engelbergu, co sprawiło, że zaczął być wymieniany jako jeden z faworyt

Kamil Stoch wygrał niedawno w Engelbergu, co sprawiło, że zaczął być wymieniany jako jeden z faworytów Turnieju Czterech Skoczni

Foto: AFP

Po 67 latach zmiennych losów turniej pozostaje wyjątkowy. Wciąż rozgrywany jest wedle sprawdzonej przez dekady konwencji. Zawsze w tych samych miastach, od lat z pojedynkami KO w pierwszej rundzie i w zatwierdzonej przez tradycję kolejności.

Trybuny w Obertstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen zapełnione są do ostatniego miejsca, niezmiennie atmosferę zawodów tworzą dźwięki dzwonków i trąb, głośne tłumy pod niemieckimi i austriackimi flagami oraz zapach piwa, grzanego wina, gotowanych parówek i smażonych kiełbasek.

Największą siłą turnieju jest jednak przyzwyczajenie kibiców, że od prawie 70 lat o tej porze roku czeka ich dobrze znany serial. Termin sprzyja – chwilę po świętach Bożego Narodzenia i w trakcie powitania nowego roku. Nastrój swobodnej zabawy pod skocznią i na ulicach miast goszczących imprezę wzmacnia dobra organizacja i ponadgraniczna współpraca Bawarii z Tyrolem. Turniej to świetna okazja, by przypomnieć atrakcje turystyczne regionów i promować nie tylko skoki, ale też choćby to, że w 2021 roku w Oberstdorfie odbędą się mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym.

Nastolatki piszczały

Pomnożone przez cztery sportowe i pozasportowe atrakcje turnieju robią więc swoje, nawet jeśli nie każdej zimy bohaterowie pochodzą z Niemiec lub Austrii, i nie zawsze ich skokom towarzyszą piski nastoletnich wielbicielek.

Był czas, gdy w Niemczech skoczkowie byli traktowani jak gwiazdy popu. Na początku XXI wieku tak to właśnie wyglądało: nastolatki krzyczały, zdzierając gardła, biwakowały pod hotelami i przychodziły na trybuny osiem godzin przez rozpoczęciem zawodów, by być bliżej idoli. Zwolenniczki Schmitta demonstrowały przywiązanie kupując fioletowe czapki firmy sponsorującej Martina, zakochane w Hannawaldzie wypisując na plakatach hasła w rodzaju: „Hanni, chcę mieć z Tobą dziecko”.

Reporterzy niemieckiej telewizji donosili o metodach zajmowania przez nie pierwszych rzędów trybun, nawet zakładaniu pieluch dla dorosłych, aby w przypadkach awaryjnych nie opuścić dogodnego miejsca.

Niektórzy zawodnicy tę atmosferę uwielbiali, inni trochę się obawiali nadmiaru entuzjazmu, wszyscy wspominają to jako szalony czas. W szczycie skokowego wzmożenia prywatna stacja RTL transmitująca wówczas imprezę reklamowała Turniej Czterech Skoczni jako „Formułę 1 sportów zimowych” i nikt się temu nie dziwił. Kiedy Sven Hannawald 6 stycznia 2002 roku jako pierwszy zwyciężył we wszystkich konkursach, czyli zdobył skokowego Wielkiego Szlema, finałowe zawody oglądało 13 mln jego rodaków.

Czasy telewizyjnej potęgi, gdy stacja zapłaciła w 1999 roku Niemieckiemu Związkowi Narciarskiemu (DSV) 48,5 mln marek za pierwszy trzyletni kontrakt, gdy pół minuty reklam kosztowało 120 tys. marek, a skoczków pokazywało 30 kamer, w końcu minęły, ale dziesięciodniowy turniej zachował swój prestiż i urok.

Mało pieniędzy

Patrząc w przyszłość, mówi się już o dołączeniu do programu rywalizacji kobiet oraz, choć to drażliwy temat, podniesieniu puli nagród. W kwestii skoków pań pośpiechu nie widać, odchodzący dyrektor ds. skoków w Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) Walter Hofer mówi, że to wciąż tylko wizja, bez konkretów, lecz trener kadry kobiecej Niemiec Andreas Bauer wspomniał, że konkursy w dniach kwalifikacji mężczyzn – czemu nie.

W sprawach finansowych też nie jest łatwo. Turniej Czterech Skoczni to nie jest wyprawa po złote runo, tylko po figurkę pozłacanego orła, uścisk dłoni i kwotę 20 tys. franków szwajcarskich. Wręcza się ją wyłącznie zwycięzcy. Od paru lat nie ma auta dla mistrza. W sumie to raczej niewiele, zwłaszcza jeśli porównać z premiami np. w skandynawskim cyklu Raw Air (100 tys. euro w puli, 60 tys. dla najlepszego).

Johann Pichler, szef Turnieju Czterech Skoczni, mówi, że budżet imprezy wynosi ok. 6 mln euro i może obiecać wzrost dopiero za parę lat. Może będzie specjalna nagroda na 70-lecie turnieju plus bonus dla zdobywcy Wielkiego Szlema. Na 60-lecie ten bonus wynosił jednorazowo milion franków, nikt go nie zdobył.

Tego nie da się zapomnieć

W starych dekoracjach i ze starą nagrodą 68. Turniej Czterech Skoczni już niedługo postara się udowodnić, że wart jest podwyżki. Niemcy, mimo pozyskania trenera Stefana Horngachera, nie mają pewności, że niezapomniany sukces Hannawalda z 2002 roku wreszcie nie będzie ostatnim, bo Karl Geiger, choć mocny, ma silnych konkurentów.

Jest wśród nich Kamil Stoch, dwukrotny mistrz i jeden z trzech zdobywców Wielkiego Szlema, jest lider Pucharu Świata obrońca tytułu Japończyk Ryoyu Kobayashi, wyraźnie wzmocniony po udanych konkursach w Engelbergu, jest Austriak Stefan Kraft, także w formie ze zwycięskich lat (upadku w Engelbergu nie należy brać poważnie), jest grupa kilku młodych, którzy już widzą się na podium.

Nie będzie Norakiego Kasai, 47-letni skoczek z Japonii startował w TCS regularnie przez ostatnie ćwierć wieku, w latach 90. dwa razy był drugi, ale czas robi swoje. Turniej Czterech Skoczni lubimy także dlatego, że ma takie postacie i honorowe miejsce na nostalgię.

Dla nas ma ona twarz Adama Małysza, który w roku 2000 wyjechał na turniej jako znany sportowiec, a wrócił już w 2001 jako narodowy bohater i tak zostało na dziesięć lat. Tego nie da się zapomnieć, nawet jeśli zdajemy sobie sprawę, że Kamil Stoch sportowo już przeskoczył mistrza.

Po 67 latach zmiennych losów turniej pozostaje wyjątkowy. Wciąż rozgrywany jest wedle sprawdzonej przez dekady konwencji. Zawsze w tych samych miastach, od lat z pojedynkami KO w pierwszej rundzie i w zatwierdzonej przez tradycję kolejności.

Trybuny w Obertstdorfie, Garmisch-Partenkirchen, Innsbrucku i Bischofshofen zapełnione są do ostatniego miejsca, niezmiennie atmosferę zawodów tworzą dźwięki dzwonków i trąb, głośne tłumy pod niemieckimi i austriackimi flagami oraz zapach piwa, grzanego wina, gotowanych parówek i smażonych kiełbasek.

Pozostało 90% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Inne sporty
Kolejne sukcesy pilotów. Aeroklub Polski czeka na historyczny rok