Na placu boju pozostały kandydatury przygotowane przez Szwedów ze Sztokholmu i Are oraz Włochów z Mediolanu i Cortiny d'Ampezzo. Obie koncepcje zakładają rozegranie konkurencji alpejskich daleko od pozostałych aren, na trasach używanych od lat.
Jesienią wycofali się Kanadyjczycy z Calgary, które dało się zapamiętać jako organizator pięknych igrzysk w 1988 roku. To wtedy po raz pierwszy kibicowaliśmy bobsleistom z Jamajki. Wtedy też drżeliśmy o życie Michaela Edwardsa – lepiej znanego jako Eddie Orzeł.
Projekt Calgary 2026 upadł podczas listopadowego referendum – 56,4 procent głosujących powiedziało „nie". Być może na wyniku zaważył wrześniowy „błąd administracyjny" w miejscowym ratuszu. Jego efektem był wyciek dokumentów wskazujących, że koszty igrzysk mogą przekroczyć oficjalnie deklarowane 5,3 mld dolarów kanadyjskich (ok. 15 mld zł).
Przed Kanadyjczykami zrezygnowali Szwajcarzy ze Sionu, Austriacy z Innsbrucku i Grazu oraz Japończycy z Sapporo (ci ostatni zdecydowali się na walkę o igrzyska 2030). W październiku Międzynarodowy Komitet Olimpijski (MKOl) odrzucił kandydaturę Erzurum, motywując to małym doświadczeniem Turków przy organizacji zawodów w sportach zimowych oraz wyzwaniami w zakresie telekomunikacji i transportu.
5 kwietnia, po długim wyczekiwaniu, premier Włoch Giuseppe Conte podpisał olimpijskie gwarancje, których wymaga MKOl. Dotyczą m.in. zapewnienia środków bezpieczeństwa (Włochy przeznaczą na ten cel 415 mln euro), kwestii administracyjnych (np. wiz dla uczestników), a także inwestycji w infrastrukturę.