Therese Johaug: Wróciła królowa śniegu ze skazą

Największą gwiazdą trwających mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym ma szansę zostać Therese Johaug. Norweska mistrzyni biegów po wpadce dopingowej wróciła silna jak nigdy.

Publikacja: 23.02.2019 06:00

Therese Johaug: Wróciła królowa śniegu ze skazą

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak

- Chcę przywieźć z Seefeld worek medali - zapowiadała już kilka miesięcy temu 30-letnia Johaug. Tej jednej imprezie podporządkowała cały sezon, zrezygnowała ze startu w prestiżowym Tour de Ski.
Pierwszy raz w mistrzostwach zobaczymy ją już w sobotę w biegu łączonym (2x7,5 km). Potem we wtorek na 10 km techniką klasyczną, w czwartek w sztafecie (4x5 km) i na koniec (2 marca) w biegu masowym na 30 km stylem dowolnym.

Cztery konkurencje, cztery okazje, by powiększyć swój i tak już bogaty dorobek: brąz z Sapporo (2007), dwa złota i brąz z Oslo (2011), dwa złota, srebro i brąz z Val di Fiemme (2013), wreszcie trzy złota z Falun (2015). W sumie 11 medali mistrzostw świata.

Krem ze sterydami

Przywiozłaby pewnie coś i dwa lata temu z Lahti, gdyby nie wpadka dopingowa. W 2016 roku została przyłapana na stosowaniu sterydu anabolicznego o nazwie clostebol. Znajduje się on m.in. w kremie Trofodermin, który zalecił jej lekarz na poparzone usta.

– Zapytałam, czy nie ma tam środków, które znajdują się na liście dopingowej. Nie dostałam żadnej odpowiedzi. Zaufałam mu w stu procentach. Nie jestem winna, choć wiem, że to ja odpowiadam za to, co trafiło do mojego organizmu – tłumaczyła się Johaug.

Opinia publiczna może by uwierzyła, gdyby nie fakt, że na opakowaniu jest wyraźne ostrzeżenie, że maść zawiera substancje zakazane. Trzeba być bardzo roztargnionym, by go nie dostrzec. Lekarz wziął winę na siebie i zrezygnował z pełnionej funkcji, ale Johaug kary nie uniknęła.

Norweska komisja antydopingowa zawiesiła ją na 13 miesięcy, ale Trybunał Arbitrażowy ds. Sportu (CAS) uznał odwołanie Międzynarodowej Federacji Narciarskiej (FIS) i wydłużył dyskwalifikację o pięć miesięcy, co zamknęło jej drogę na igrzyska w Pjongczangu, w których miała być jedną z faworytek do złota.

– Nie mogę zrozumieć tej decyzji. Uważam, że jest niesprawiedliwa. Wiem, że inni skazani za stosowanie tej substancji dostali mniejsze kary, choć świadomie płacili za doping. Nie obchodzi mnie, czy to kwestia polityczna, czy jakaś inna. Nie jadę na igrzyska, a to było moje marzenie – mówiła zrozpaczona Johaug.
Nie ukrywała, że straciła motywację do dalszych treningów. Zrobiła sobie wolne, chciała spojrzeć na wszystko z boku, nabrać dystansu. Powtarza, że cała ta sytuacja nauczyła ją jednego: że polegać można tylko na sobie.

Willa z widokiem na fiord

Finanse Johaug nie ucierpiały tak bardzo, jak mogło się wydawać. Umowę z nią zerwał tylko jeden ze sponsorów - Fischer, austriacki producent sprzętu narciarskiego.

Emocje wzbudziły dane norweskiego urzędu skarbowego za 2016 rok dotyczące przychodów znanych osób. Johaug zarobiła wtedy 3 mln koron norweskich (300 tys. euro), a jej majątek wzrósł o kolejne 10 mln (1 mln euro). Choć w drugiej połowie roku nie mogła startować, zostawiła w tyle Marit Bjoergen czy byłego premiera Norwegii, a obecnie szefa NATO Jensa Stoltenberga. Jak wyliczył dziennik “Expressen”, brak premii za zwycięstwa w sezonie 2016/2017 nie przeszkodził jej w uzyskaniu siedmiokrotnie wyższych dochodów niż najlepsza szwedzka biegaczka Stina Nilsson.

Było to możliwe dzięki mądrym inwestycjom. Za ponad milion euro sprzedała swoją markę odzieżową. Paradoksalnie, informacja o dopingowej wpadce przysporzyła jej klientów. “Ludzie wręcz rzucili się na jej produkty” - pisał norweski dziennik ekonomiczny “Dagens Naeringsliv”. Sprzedaż ubrań projektowanych przez Johaug rosła we wszystkich krajach skandynawskich oprócz Finlandii - stamtąd ubrania zostały wycofane już dzień po ogłoszeniu dyskwalifikacji.

Johaug mogła sobie pozwolić, by za 2 mln euro kupić luksusową posiadłość z widokiem na fiord w pobliżu ośrodka narciarskiego w Holmenkollen. Stać ją było nawet na to, by odrzucić atrakcyjną ofertę reklamową. Maltańska firma zajmująca się internetowym hazardem i zakładami bukmacherskimi proponowała jej ponad milion koron za kilka miesięcy współpracy w roli ambasadora. Miała już jednak dość kłopotów. Hazard jest w Norwegii niedozwolony, o czym boleśnie przekonał się piłkarz John Arne Riise, zawieszony przez federację piłkarską.

Narty od Bjoergen

- Zobaczyłam, że istnieje świat poza nartami, że można sobie poradzić bez tego, co dotąd było sensem twojego życia - opowiadała Johaug. Rywalizacji jej jednak brakowało. Gdy w kwietniu ubiegłego roku dyskwalifikacja dobiegła końca, przyznała z ulgą: wreszcie mogę się uśmiechać. To był symboliczny moment, bo ze sceny zeszła wówczas inna gwiazda norweskich biegów Marit Bjoergen (w marcu urodzi drugie dziecko). Młodszej koleżance podarowała narty, na których odnosiła największe sukcesy. - Wszyscy wiemy, jak szybko na nich biegała, więc teraz w przypadku porażki nie będę miała wymówki, że miałam gorszy sprzęt niż rywalki - żartowała Johaug.

Powrót do Pucharu Świata miała imponujący. Już w pierwszym starcie – na 10 km klasykiem w Ruce – pokonała o ponad 20 sekund Charlotte Kallę. Później było jeszcze lepiej. Wygrała wszystkie długie biegi, w jakich wzięła udział (było ich osiem, ze sprintu zrezygnowała).

– Muszę gorąco podziękować rodakom. Bardzo mocno wspierali mnie w tym trudnym czasie – podkreśliła Johaug. Dwa lata samotnej pracy nad formą, naznaczone śmiercią jej dwóch bliskich koleżanek, również biegaczek narciarskich Vibeke Skofterud (zginęła w wypadku na skuterze wodnym) i Idy Eide (zatrzymanie akcji serca), były próbą charakteru.

Johaug zdała ją celująco. Osiągnęła granicę 50 pucharowych zwycięstw i nie chce się zatrzymywać. Ma też jeszcze jedno marzenie. Chciałaby zmierzyć się z Justyną Kowalczyk. Kto wie, może to życzenie spełni się w Seefeld. Choć od ostatniego występu polskiej mistrzyni w PŚ minął już ponad rok, została zgłoszona do startów w sztafecie i sprincie drużynowym (w parze z 17-letnią Moniką Skinder). Ale nie wyklucza, że pobiegnie także w swojej koronnej konkurencji – na 10 km klasykiem.

- Chcę przywieźć z Seefeld worek medali - zapowiadała już kilka miesięcy temu 30-letnia Johaug. Tej jednej imprezie podporządkowała cały sezon, zrezygnowała ze startu w prestiżowym Tour de Ski.
Pierwszy raz w mistrzostwach zobaczymy ją już w sobotę w biegu łączonym (2x7,5 km). Potem we wtorek na 10 km techniką klasyczną, w czwartek w sztafecie (4x5 km) i na koniec (2 marca) w biegu masowym na 30 km stylem dowolnym.

Cztery konkurencje, cztery okazje, by powiększyć swój i tak już bogaty dorobek: brąz z Sapporo (2007), dwa złota i brąz z Oslo (2011), dwa złota, srebro i brąz z Val di Fiemme (2013), wreszcie trzy złota z Falun (2015). W sumie 11 medali mistrzostw świata.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
kolarstwo
Katarzyna Niewiadoma wygrywa Strzałę Walońską. Polki znaczą coraz więcej
Inne sporty
Paryż 2024. Tomasz Majewski: Sytuacja w Strefie Gazy zagrożeniem dla igrzysk. Próba antydronowa się nie udała
Inne sporty
Przygotowania Polski do igrzysk w Paryżu. Cztery duże szanse na złoto
Inne sporty
Kłopoty z finansowaniem żużla. Państwowa licytacja o Zmarzlika
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Inne sporty
Kolejne sukcesy pilotów. Aeroklub Polski czeka na historyczny rok