Żużel: Amerykańskie koło ratunkowe

Firma Benfield Sports International (BSI), która od roku 2000 organizowała cykl Grand Prix, będzie nim rządziła już tylko dwa lata. Potem zastąpi ją Discovery – gigant z USA, którego partnerem ma być firma One Sport z Torunia.

Aktualizacja: 03.12.2019 21:03 Publikacja: 03.12.2019 18:50

Żużel: Amerykańskie koło ratunkowe

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

Taką informację podała w niedzielę „Gazeta Pomorska", a później inne media zajmujące się żużlem. To dobra i zła wiadomość, bo z jednej strony BSI przez dwa lata nie będzie miało interesu, by angażować się w rozwój cyklu, ale z drugiej strony bez presji czasu Discovery może przygotować nowe pomysły.

Faktycznym organizatorem zawodów z cyklu Grand Prix będzie toruńska firma One Sport, znana dotąd przede wszystkim z mistrzostw Europy. A będzie co naprawiać, bo BSI przez dwie dekady najpierw rozbudziła apetyty, a później zaczęła zwijać żużel na świecie.

Lista zarzutów pod adresem brytyjskiej firmy jest długa. Zaczęła działać, gdy cykl Grand Prix raczkował, potrafiła zorganizować turnieje na wielkich stadionach w Sztokholmie, Berlinie, Kopenhadze, Gelsenkirchen, Sydney, a nawet w słynnej hali w Hamar, pamiętanej z zimowych igrzysk olimpijskich w Lillehammer (1994). Rozmach szedł w parze z popularnością żużla, także wśród osób niekoniecznie na co dzień interesujących się tą dyscypliną.

A później wszystko się posypało. BSI zaczęło wycofywać turnieje z wielkich stadionów, tak że obecnie sztuczne tory buduje się tylko w Warszawie na PGE Narodowym oraz w Cardiff. Szwedzkie Grand Prix z 50-tysięcznej Friends Areny przeniesiono do Hallstavik, które nawet nie jest miastem. W Danii zawody przeniesiono z ponad 30-tysięcznego stadionu Parken w Kopenhadze najpierw na trzy razy mniejszy obiekt w Horsens, a potem do malutkiej miejscowości Vojens – zasłużonej dla żużla, ale szerzej zupełnie niekojarzonej.

BSI przez lata mamiło ekspansją żużla na nowe kraje. Mówiło się o jednej z rund w Baku albo nawet w krajach arabskich. Nic z tego nie wyszło i dziś następcy Brytyjczyków muszą zająć się nie rozwojem cyklu, ale próbą utrzymania obecnego stanu posiadania.

W Wielkiej Brytanii żużel jest dyscypliną już niemal zupełnie zapomnianą, nieprzebijającą się do mediów. Frekwencję na Grand Prix w Cardiff ratują emigranci z Polski. Brytyjczycy mają przynajmniej Taia Woffindena, trzykrotnego mistrza świata, który jednak z rodzimą federacją jest skonfliktowany, Szwedzi nie mają nic.

Poza Fredrikiem Lindgrenem, który ma na koncie jeden brązowy medal Grand Prix, nie ma nawet perspektyw na przyszłość. Gdy na drużynowe mistrzostwa świata Lindgrenowi trzeba było w tym roku dobrać kogoś do pary, pod broń powołany został 37-letni Peter Ljung.

Jedynie Duńczycy dość systematycznie wypuszczają na rynek nowych, niezłych żużlowców, którzy jednak odbijają się w Grand Prix od ściany, spowodowanej dziwnymi zasadami cyklu.

BSI sama przyznawała aż jedną czwartą miejsc w 16-osobowej obsadzie, kierując się kryteriami geograficznymi, biznesowymi, a dopiero w trzeciej kolejności sportowymi. Gdy w końcu Leonowi Madsenowi udało się uzyskać miejsce w Grand Prix, o mały włos nie zdobył mistrzostwa, do końca ścigając w klasyfikacji Bartosza Zmarzlika.

Obecnie jest co najmniej dwóch kolejnych solidnych Duńczyków, którzy mogliby odświeżyć stawkę uczestników. Zamiast nich BSI wolała postawić na Grega Hancocka, który wkrótce skończy 50 lat a w ostatnim roku w ogóle się nie ścigał, bo zawiesił karierę w związku z chorobą żony. Ale Amerykanin ma sponsora, który dokłada się także do Grand Prix.

Żużel ratują Polacy. Mistrzostwa świata utrzymywane są w dużej mierze przez samorządy, które wykładają ciężkie pieniądze na prawo do organizacji jednej z rund Grand Prix. Ale przenoszenie kolejnych zawodów do kraju, gdzie kibice zapełniliby trybuny nawet gdyby polskich turniejów było dziesięć, to droga donikąd.

Już spekuluje się o USA – naturalnym dla Discovery kierunku ekspansji Grand Prix. Amerykanów z Discovery w tandemie z One Sport czeka jednak najpierw odbudowa pozycji żużla tam, gdzie tradycyjnie był on obecny.

W 2008 roku na fali popularności żużla Tony Rickardsson doszedł do finału szwedzkiej edycji „Tańca z gwiazdami". Dziesięć lat później, gdy Tai Woffinden po raz trzeci został mistrzem świata, nie znalazł się nawet na szerokiej liście kandydatów bukmacherów do nagrody BBC dla sportowej osobowości roku w Wielkiej Brytanii. W przeciwieństwie do reprezentantów golfa, darta, skeletonu czy skoków do wody.

Taką informację podała w niedzielę „Gazeta Pomorska", a później inne media zajmujące się żużlem. To dobra i zła wiadomość, bo z jednej strony BSI przez dwa lata nie będzie miało interesu, by angażować się w rozwój cyklu, ale z drugiej strony bez presji czasu Discovery może przygotować nowe pomysły.

Faktycznym organizatorem zawodów z cyklu Grand Prix będzie toruńska firma One Sport, znana dotąd przede wszystkim z mistrzostw Europy. A będzie co naprawiać, bo BSI przez dwie dekady najpierw rozbudziła apetyty, a później zaczęła zwijać żużel na świecie.

Pozostało 85% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata