Mercedes ograł rywali

Formuła 1: Do końca sezonu jeszcze cztery wyścigi, ale tylko kataklizm może odebrać Lewisowi Hamiltonowi piąty tytuł mistrzowski.

Publikacja: 07.10.2018 20:00

?Lewis Hamilton wygrał Grand Prix Japonii i już może wkładać szampana do lodówki

?Lewis Hamilton wygrał Grand Prix Japonii i już może wkładać szampana do lodówki

Foto: AFP

Tak jak przed rokiem kierowca Mercedesa przez pierwszą część sezonu toczył zażarty bój z Sebastianem Vettelem, ale po wakacyjnej przerwie zespół Ferrari złapał zadyszkę i drugi raz z rzędu daje się ograć rywalom. W sezonie 2017 na przeszkodzie stanęły głównie awarie samochodów, a tym razem przede wszystkim ludzkie błędy: zarówno po stronie strategów Scuderii, jak i samych kierowców.

W Azerbejdżanie Vettel jechał przed swoim głównym rywalem, ale w końcówce wyścigu przypuścił nieudany atak na Valtteriego Bottasa. Na mecie był czwarty, a ponieważ w Mercedesie Fina nieoczekiwanie eksplodowała opona, zwyciężył Hamilton.

We Francji Vettel już na starcie zderzył się z Bottasem i finiszował na piątej pozycji, przed własną publicznością na Hockenheim prowadził, ale na mokrej nawierzchni wypadł z toru, wreszcie w domowej Grand Prix swojej ekipy, na legendarnej Monzy, na pierwszym okrążeniu uderzył w samochód Hamiltona i na mecie był czwarty. Wszystkie te wyścigi wygrał Brytyjczyk – podobnie jak trzy ostatnie: w Singapurze, Rosji i w miniony weekend w Japonii.

Zawody na uwielbianej przez kierowców Suzuce były kwintesencją niemocy Ferrari. Kwalifikacje rozgrywano w kapryśnych warunkach atmosferycznych i stratedzy Scuderii zaliczyli kluczową wpadkę. Vettel i Kimi Raikkonen rozpoczęli decydującą fazę zmagań o najlepsze pola startowe na oponach na wilgotną nawierzchnię, podczas gdy tor był akurat suchy. Do tego obaj kierowcy czerwonych samochodów pogubili się w ferworze walki i po własnych błędach rozpoczynali wyścig z pozycji czwartej (Raikkonen) i dopiero ósmej (Vettel). Tymczasem Mercedes zajął pierwszy rząd i Hamilton bez większych problemów popędził po kolejną wygraną.

Vettel próbował odrabiać straty i przy próbie ataku na Maksa Verstappena zderzył się z rywalem, tracąc mnóstwo czasu. Uszkodzonym samochodem przebił się na szóstą lokatę – jedno miejsce za zespołowym kolegą, który po kolejnej dziwnej zagrywce strategicznej zespołu nie tylko nie włączył się do walki o podium, ale jeszcze przegrał czwartą lokatę z Danielem Ricciardo. Kierowca Red Bulla po awarii w kwalifikacjach ruszał do walki dopiero z 15. pola, lecz mimo to – i teoretycznie wolniejszego samochodu – na mecie zostawił za sobą duet Ferrari.

Teraz wystarczy, by za dwa tygodnie w USA zespół Mercedesa powtórzył wynik z Japonii i zdobył piąty w sezonie, a trzeci z rzędu dublet. Przy zwycięstwie Hamiltona nawet trzecia lokata Vettela nie przedłuża jego nadziei na cud i będzie oznaczała, że to Brytyjczyk sięgnie po piątą koronę. Wyrówna tym samym osiągnięcie legendy lat 50., Juana Manuela Fangio, i zbliży się do rekordzisty wszech czasów, Michaela Schumachera. Siedmiokrotny mistrz świata, niemal dokładnie rok temu stracił jeden ze swoich rekordów – 68 zdobytych pole position. Hamilton ma już na koncie 80 wygranych sesji kwalifikacyjnych, a jeśli chodzi o wyścigowe zwycięstwa, na Suzuce dorzucił triumf nr 71 i do osiągnięcia Schumachera brakuje mu jeszcze 20 wizyt na najwyższym stopniu podium.

Po rekord zmierza również Mercedes: piąty z rzędu mistrzowski dublet, czyli tytuły w klasyfikacji kierowców oraz konstruktorów, będzie wyrównaniem osiągnięć Ferrari i Schumachera z początków XXI wieku.

Ironicznego znaczenia nabrały słowa, które jeszcze parę miesięcy temu wypowiedział Maurizio Arrivabene. Szef Ferrari stwierdził, że przyzwyczajony do zwyciężania Mercedes pogubi się pod presją, a jego ekipa, zaprawiona w trudnych bojach, będzie w stanie to wykorzystać. Tymczasem to podopieczni Toto Wolffa z konsekwencją punktują rywali. Tam, gdzie wymagała tego sytuacja, Mercedes skutecznie ograniczał straty, a gdy tylko zwietrzył cień szansy – jak deszcz w wyścigu w Niemczech albo podczas kwalifikacji na Węgrzech – wykorzystywał szanse.

Dwa tygodnie temu, gdy w Rosji najlepszy weekend sezonu zaliczał Bottas, bez wahania poświęcono jego zwycięstwo i polecono mu przepuścić Hamiltona. Ferrari nie zdobyło się na podobny ruch, gdy w Austrii Vettel jechał za drugim w wyścigu Raikkonenem, albo gdy w Niemczech utknął na początku za zespołowym kolegą. Kolizja Vettela z Hamiltonem na Monzy także była skutkiem wewnętrznej walki między kierowcami Ferrari.

Dopiero na Suzuce Arrivabene przebudził się i huknął, że sytuacja jest nie do zaakceptowania, że potrzebne są zmiany. Za późno, walka o mistrzowskie tytuły została przegrana wcześniej. Ferrari zaprzepaściło najlepszą od lat szansę na przełamanie dominacji rywali.

Autor jest komentatorem telewizji Eleven Sports

Tak jak przed rokiem kierowca Mercedesa przez pierwszą część sezonu toczył zażarty bój z Sebastianem Vettelem, ale po wakacyjnej przerwie zespół Ferrari złapał zadyszkę i drugi raz z rzędu daje się ograć rywalom. W sezonie 2017 na przeszkodzie stanęły głównie awarie samochodów, a tym razem przede wszystkim ludzkie błędy: zarówno po stronie strategów Scuderii, jak i samych kierowców.

W Azerbejdżanie Vettel jechał przed swoim głównym rywalem, ale w końcówce wyścigu przypuścił nieudany atak na Valtteriego Bottasa. Na mecie był czwarty, a ponieważ w Mercedesie Fina nieoczekiwanie eksplodowała opona, zwyciężył Hamilton.

Pozostało 86% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata