Tak jak przed rokiem kierowca Mercedesa przez pierwszą część sezonu toczył zażarty bój z Sebastianem Vettelem, ale po wakacyjnej przerwie zespół Ferrari złapał zadyszkę i drugi raz z rzędu daje się ograć rywalom. W sezonie 2017 na przeszkodzie stanęły głównie awarie samochodów, a tym razem przede wszystkim ludzkie błędy: zarówno po stronie strategów Scuderii, jak i samych kierowców.
W Azerbejdżanie Vettel jechał przed swoim głównym rywalem, ale w końcówce wyścigu przypuścił nieudany atak na Valtteriego Bottasa. Na mecie był czwarty, a ponieważ w Mercedesie Fina nieoczekiwanie eksplodowała opona, zwyciężył Hamilton.
We Francji Vettel już na starcie zderzył się z Bottasem i finiszował na piątej pozycji, przed własną publicznością na Hockenheim prowadził, ale na mokrej nawierzchni wypadł z toru, wreszcie w domowej Grand Prix swojej ekipy, na legendarnej Monzy, na pierwszym okrążeniu uderzył w samochód Hamiltona i na mecie był czwarty. Wszystkie te wyścigi wygrał Brytyjczyk – podobnie jak trzy ostatnie: w Singapurze, Rosji i w miniony weekend w Japonii.
Zawody na uwielbianej przez kierowców Suzuce były kwintesencją niemocy Ferrari. Kwalifikacje rozgrywano w kapryśnych warunkach atmosferycznych i stratedzy Scuderii zaliczyli kluczową wpadkę. Vettel i Kimi Raikkonen rozpoczęli decydującą fazę zmagań o najlepsze pola startowe na oponach na wilgotną nawierzchnię, podczas gdy tor był akurat suchy. Do tego obaj kierowcy czerwonych samochodów pogubili się w ferworze walki i po własnych błędach rozpoczynali wyścig z pozycji czwartej (Raikkonen) i dopiero ósmej (Vettel). Tymczasem Mercedes zajął pierwszy rząd i Hamilton bez większych problemów popędził po kolejną wygraną.
Vettel próbował odrabiać straty i przy próbie ataku na Maksa Verstappena zderzył się z rywalem, tracąc mnóstwo czasu. Uszkodzonym samochodem przebił się na szóstą lokatę – jedno miejsce za zespołowym kolegą, który po kolejnej dziwnej zagrywce strategicznej zespołu nie tylko nie włączył się do walki o podium, ale jeszcze przegrał czwartą lokatę z Danielem Ricciardo. Kierowca Red Bulla po awarii w kwalifikacjach ruszał do walki dopiero z 15. pola, lecz mimo to – i teoretycznie wolniejszego samochodu – na mecie zostawił za sobą duet Ferrari.