Kilkunastokilometrowa trasa prowadząca po zwykłych drogach wokół francuskiego miasta od prawie 100 lat jest miejscem morderczego maratonu. O wyścigu 24h Le Mans nakręcono więcej wartościowych filmów fabularnych niż o Formule 1 – wart wzmianki w kontekście królowej motorsportu jest właściwie tylko obraz „Grand Prix" Johna Frankenheimera z 1966 r. Natomiast całodobowemu maratonowi poświęcono kilka wielkich produkcji, a w jednym z filmów Steve McQueen wygłosił słynne zdanie: – Wyścigi to życie. Wszystko, co dzieje się przedtem lub później, to tylko oczekiwanie.
W rywalizacji bierze udział 60 samochodów, w każdym zmieniają się trzej kierowcy – a maszyny podzielone są na kilka klas, znacznie różniących się osiągami. Czołówka musi lawirować między wolniejszymi maszynami, które też walczą między sobą.
Zawodowcy i amatorzy
Wśród kierowców mamy zarówno zawodowców, jak i zamożnych dżentelmenów – rzecz jasna o odpowiednich umiejętnościach, ale nie na takim poziomie, jak najlepsi.
Startowali w Le Mans: bramkarz reprezentacji Francji, mistrz świata i Europy Fabien Barthez, perkusista Pink Floyd Nick Mason – aż pięciokrotnie, zdobywając drugie i trzecie miejsce w swojej klasie – czy Mark Thatcher.
Syn brytyjskiej premier dwukrotnie nie ukończył wyścigu, za to w padoku poznał ludzi, którzy namówili go do startu w Rajdzie Dakar. Tam jego załoga zgubiła się na pustyni, a w dwudniowych, na szczęście skutecznych, poszukiwaniach wykorzystano lotnictwo i wojsko trzech krajów.