Żużlowe Grand Prix: Na szczęście jest Polska

W sobotę na Stadionie Narodowym rusza cykl Grand Prix, czyli mistrzostwa świata. Tytułu broni Brytyjczyk Tai Woffinden.

Aktualizacja: 16.05.2019 21:47 Publikacja: 16.05.2019 18:44

Podium zeszłorocznego Grand Prix w Warszawie - Tai Woffinden przed Maciejem Janowskim i Fredrikiem L

Podium zeszłorocznego Grand Prix w Warszawie - Tai Woffinden przed Maciejem Janowskim i Fredrikiem Lindgrenem. Janowski z powodu kontuzji tym razem nie wystąpi

Foto: PGE Narodowy/ Konrad Falęcki

„Jeśli nikt nie chce zorganizować Grand Prix Australii, zbiorę ekipę i załatwimy to na Pinjar Park" – napisał na Twitterze mistrz świata Tai Woffinden na wieść o tym, że MŚ znów będą się składać tylko z dziesięciu turniejów w Europie. Ostatni raz na Antypodach jeżdżono w 2017 roku. Fakt, że drugi rok z rzędu nie udaje się tam wrócić, odbierany jest jako klęska firmy BSI, oficjalnie promotora cyklu, a w praktyce głównego organizatora.

Tor Pinjar Park znajduje się w Perth, gdzie od czwartego roku życia mieszkał Woffinden, ale przeprowadzka z 40-tysięcznego Etihad Stadium w Melbourne byłaby dobrą ilustracją tego, w jaki dołek wpadł cykl Grand Prix. Już w 2014 roku w Danii porzucono stadion Parken w Kopenhadze na rzecz kameralnej CASA Areny w Horsens. Ale to i tak było za dużo – w tym roku, po pięciu latach przerwy, uczestnicy Grand Prix znów pojadą w Vojens, miasteczku zasłużonym dla żużla, ale liczącym mniej mieszkańców, niż w Horsens jest krzesełek na trybunach.

Szwedzi, którzy organizują dwa turnieje, też nie zapraszają już na sztokholmską Friends Arenę, tylko na typowo żużlowe obiekty – w malutkim Hallstavik i jeszcze mniejszej Malilli.

Grand Prix Niemiec gościło kiedyś w Berlinie czy Gelsenkirchen. Od trzech lat jeździ się w Teterow, którego nazwę znają tylko fani żużla.

Ale na szczęście jest Polska. Gdyby zorganizować tu wszystkie dziesięć turniejów Grand Prix, na każdym byłby komplet. Regulamin pozwala jednak tylko na trzy imprezy w jednym kraju, co prowadzi do licytacji między polskimi miastami, kto zapłaci więcej za licencję firmie BSI. Pieniądze zarobione u nas pozwalają jej pokryć koszty turniejów w innych krajach.

W cyklu pozostały tylko dwa wielkie stadiony – Cardiff i Warszawa. Walijskie miasto w Wielkiej Brytanii nie ma konkurencji, Grand Prix gości już od 19 lat, choć frekwencja spada. Warszawa – wizytówka MŚ – organizuje turniej po raz piąty i co roku na trybunach melduje się komplet 55 tys. widzów. Tak będzie również w sobotę.

BSI i Międzynarodowa Federacja Motocyklowa (FIM) kuszą opowieściami o organizacji w 2020 roku jednej z rund w Azji (Azerbejdżan lub Kazachstan). Na razie te opowieści można jednak traktować z przymrużeniem oka.

Organizatorzy starają się natomiast uatrakcyjnić zawody. Od tego roku, wzorem Formuły 1, turnieje poprzedzać będą rozgrywane dzień wcześniej kwalifikacje, ale pomysł wcale nie został przyjęty z entuzjazmem.

Dotychczas piątkowe treningi nie cieszyły się zainteresowaniem zawodników. Teraz nagrodą za najlepszy czas okrążenia w czasie kwalifikacji (rozgrywanych indywidualnie) ma być możliwość wyboru numeru startowego. I tu zaczynają się schody. W F1 zdobywca pole position po prostu rusza do wyścigu z pierwszej linii. W żużlu to, który numer startowy jest najlepszy, wcale nie jest oczywiste, tor w czasie piątkowych kwalifikacji może znacznie różnić się od sobotniego, np. przez deszcz.

Na dodatek organizatorzy tę nowinkę wprowadzili w momencie, gdy po latach przepychanek udało się wypracować kalendarz dla krajowych lig. Zakłada on, że w poniedziałki i czwartki odbywają się mecze brytyjskiej Premiership, wtorek to dzień dla szwedzkiej Elitserien, w środy jeździ duńska Superliga, a na polską Ekstraligę zarezerwowano piątki i niedziele.

To oznacza, że w kwalifikacjach na Narodowym nie wystąpią Tai Woffinden, Bartosz Zmarzlik i Maciej Janowski, czyli czołówka zeszłorocznych MŚ. Pojadą oni w piątek w zaległym meczu ligowym w Gorzowie, a na sobotę dostaną najgorsze numery startowe. Sytuacja będzie się powtarzać, bo kolejki ligowe zaplanowano także w weekendy Grand Prix w Krsko i we Wrocławiu.

W sobotnich zawodach zobaczymy co najmniej czterech Polaków – wicemistrza świata Bartosza Zmarzlika, wicemistrza z 2017 roku Patryka Dudka, wracającego po ośmiu latach do cyklu Janusza Kołodzieja oraz startującego z dziką kartą Bartosza Smektałę. Z występu zrezygnował Maciej Janowski, który na początku maja odniósł kontuzję. O udział w zawodach walczył do ostatniej chwili, ale w czwartek wieczorem przekazał na Facebooku, że nie zdąży dojść do pełnej dyspozycji.

Do tej pory w Warszawie nie wygrał żaden z Polaków.

Piątek: kwalifikacje (19.00), transmisja w Canal+ Sport i nSport+; Sobota: turniej główny (19.00), transmisja w Canal+

„Jeśli nikt nie chce zorganizować Grand Prix Australii, zbiorę ekipę i załatwimy to na Pinjar Park" – napisał na Twitterze mistrz świata Tai Woffinden na wieść o tym, że MŚ znów będą się składać tylko z dziesięciu turniejów w Europie. Ostatni raz na Antypodach jeżdżono w 2017 roku. Fakt, że drugi rok z rzędu nie udaje się tam wrócić, odbierany jest jako klęska firmy BSI, oficjalnie promotora cyklu, a w praktyce głównego organizatora.

Pozostało 88% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Materiał Promocyjny
Jak kupić oszczędnościowe obligacje skarbowe? Sposobów jest kilka
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata