Koniec eldorado. Żużlowcy zarobią mniej

Duńczyk Nicki Pedersen, trzykrotny mistrz świata, jest zakażony koronawirusem. Jego pandemia dotknęła osobiście, ale będzie miała ogromny wpływ na cały żużel.

Aktualizacja: 06.04.2020 01:10 Publikacja: 05.04.2020 21:00

Bartosz Zmarzlik bronić ma w tym sezonie tytułu mistrza świata

Bartosz Zmarzlik bronić ma w tym sezonie tytułu mistrza świata

Foto: PAP, Tytus Mijewski

„Nie możemy zastanawiać się, czy korekta stawek wynagrodzeń dla zawodników nastąpi, tylko w jakim wymiarze będzie ona miała miejsce" – przyznał Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi, w specjalnym liście do żużlowców.

Zawodnicy mają dwa źródła dochodów. Pierwsze to pieniądze z klubu, najpierw na przygotowanie do sezonu, a później za zdobyte punkty. Najwyższa stawka za punkt to 5 tys. zł i przynajmniej dla najlepszych byłaby niesatysfakcjonująca, gdyby nie drugie źródło – pieniądze od sponsorów. Tu już ograniczeń nie ma. Kłopot w tym, że z powodu koronawirusa oba źródła zdają się wyczerpywać.

Puste kasy

Do całkowitego wyschnięcia jeszcze daleko, przynajmniej dopóki wciąż można mieć nadzieję, że sezon żużlowy jednak ruszy. Ekstraliga miała zainaugurować rozgrywki za dwa tygodnie. Na razie odwołano tylko mecze kwietniowe, ale nikt się nie łudzi, że motocykle zawarczą na początku maja. Z różnych miejsc coraz głośniej dochodzą za to sygnały nadciągającego kryzysu.

Gdy 20 marca premier Mateusz Morawiecki ogłaszał wprowadzenie stanu epidemii, sponsora tytularnego straciła Stal Gorzów. Agencja zajmująca się pośrednictwem na rynku pracy całkowicie stanęła po decyzji o zamknięciu granic.

Ale to niejedyny klub z problemami. „Wiele klubów PGE Ekstraligi rozważa zwolnienia pracowników/trenerów i innych zatrudnionych osób z uwagi na brak środków finansowych" – przyznał we wspomnianym liście prezes Stępniewski.

Kluby korzystały z hossy, wspartej hojnym kontraktem telewizyjnym ze stacją nSport+, i ochoczo przejadały każdą zdobytą złotówkę. Zaoszczędzona po poprzednim sezonie przez pierwszoligowy Start Gniezno kwota 50 tys. zł (przy budżecie ok. 3,5 mln zł) urosła do rangi wydarzenia szeroko komentowanego w branżowych mediach.

Ponieważ zdecydowana większość pieniędzy z klubowych budżetów trafiała do kieszeni zawodników, teraz to oni stracą na kryzysie najwięcej. „Wiemy, że Wam również może brakować środków na opłacanie swoich teamów i dostawców, ale musicie zrozumieć, że na chwilę obecną kasy klubowe są puste" – pisze Stępniewski.

Kilka dni temu PGE Ekstraliga przelała jednak na konta klubów po 600 tys. zł w ramach pierwszej transzy z umów telewizyjnej i sponsorskiej. Kolejne mogą zostać przelane dopiero, gdy sezon się rozpocznie.

Polski Związek Motorowy, który prowadzi I i II ligę, już zapowiedział, że rozgrywki te muszą ruszyć najpóźniej pod koniec lata, zakładając możliwość jazdy do listopada włącznie. Ale nawet jeśli epidemia koronawirusa zostanie opanowana, to nie można się spodziewać błyskawicznego powrotu do normalności – swobody poruszania, otwarcia granic i przywrócenia połączeń lotniczych. A wszystkie te czynniki mają duży wpływ na świat żużla, znacznie większy niż w przypadku klubowej piłki nożnej.

Zakaz wjazdu

Drużyny piłkarskie z PKO Ekstraklasy nie latają na mecze samolotami. Życie żużlowca toczyło się zaś dotąd w rytmie: weekend – liga polska i imprezy międzynarodowe, wtorek – liga szwedzka, czasami poniedziałek lub czwartek w Anglii lub środa w Danii. Oczywiście nie trzeba wszędzie latać, można jeździć busami, a opowieści o pokonywaniu w nocy z soboty na niedzielę trasy z Włoch do Polski, by z eliminacji do mistrzostw świata zdążyć na ligę, świetnie się sprzedawały w mediach. Teraz jednak po przekroczeniu granicy trafia się na dwutygodniową kwarantannę, jeśli się jest Polakiem, bo obcokrajowcy – a w Ekstralidze jeżdżą wszyscy najlepsi – w ogóle wjeżdżać nie mogą.

Władze PGE Ekstraligi rozważają różne scenariusze. Zaczynają pojawiać się głosy, by w razie możliwości rozgrywać mecze bez kibiców. Początkowo działacze całkowicie to wykluczali, ale później zdali sobie sprawę, że lepiej stracić 2 mln zł dochodów z biletów niż wszystkie dochody z powodu odwołania sezonu.

Urealnić ceny

Najbardziej radykalny z pomysłów zakłada zmianę regulaminu i rozgrywanie meczów tylko z udziałem polskich zawodników, by uniknąć kwarantanny na granicach. Ale co w tej sytuacji np. z drużyną z łotewskiego Daugavpils, która od lat jeździła w I lidze. W tym roku dołączyć do polskiej ligi miał także klub z Niemiec.

„Uczulamy Państwa, aby rozpocząć rozmowy z Państwa dostawcami, tunerami czy partnerami i uświadamiać im, że strumień środków finansowych, jaki płynął z Polski do światowego żużla, będzie w kolejnych latach znacząco zredukowany" – pisze prezes PGE Ekstraligi i zwraca uwagę, że efektem kryzysu powinny być „urealnione ceny usług oraz sprzętu".

W kolejce do urealnienia czeka jeszcze kilka innych kwestii, na czele z przeładowanym kalendarzem czy odwiecznym problemem związanym z możliwością podpisywania przez zawodnika wielu kontraktów w różnych ligach. Na ten rok rekordzista – niespecjalnie się wyróżniający Adrian Gała – miał podpisanych sześć kontraktów: w lidze polskiej, szwedzkiej, duńskiej, niemieckiej, czeskiej, a nawet rosyjskiej.

„Nie możemy zastanawiać się, czy korekta stawek wynagrodzeń dla zawodników nastąpi, tylko w jakim wymiarze będzie ona miała miejsce" – przyznał Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi, w specjalnym liście do żużlowców.

Zawodnicy mają dwa źródła dochodów. Pierwsze to pieniądze z klubu, najpierw na przygotowanie do sezonu, a później za zdobyte punkty. Najwyższa stawka za punkt to 5 tys. zł i przynajmniej dla najlepszych byłaby niesatysfakcjonująca, gdyby nie drugie źródło – pieniądze od sponsorów. Tu już ograniczeń nie ma. Kłopot w tym, że z powodu koronawirusa oba źródła zdają się wyczerpywać.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata
Moto
PGE Ekstraliga nie kończy sezonu na finale. Blokada czy „znieczulenie jak u dentysty”?