Ten eksperyment testowano kilka tygodni temu przy okazji Rajdu Maroka. Wszyscy kierowcy z czołówki byli przekonani, że będzie to tragedia. Okazało się jednak, że da się jechać. Może nie w stu procentach tak jak z opracowanymi wcześniej roadbookami, ale bez większych problemów. Według mnie to przejściowy okres walki z mapmanami (ludzie przygotowujący mapy tras na podstawie roadbooków – przyp. red.), którzy stali się plagą w tym sporcie. Wydawanie roadbooków tuż przed startem nie jest może idealnym rozwiązaniem, spędza zawodnikom sen z powiek, ale na pewno nie jest krokiem w złą stronę. Dobrze, że warunki będą zbliżone dla wszystkich. Jestem trochę przesądny, więc nie lubię deklaracji. Poza tym po tylu latach startów wiem, ile dziwnych przypadków może się przytrafić po drodze. Najważniejsze zadanie na pierwszych etapach to opanować emocje, później – złapać dakarowe tempo i oczywiście unikać pecha. Jeżeli to się uda, będzie dobrze.
Na liście startowej nie ma Nicolasa Cavigliasso, zwycięzcy ostatniego Dakaru, ale jest m.in. Ignacio Casale, który wygrywał w 2014 i 2018 roku.
Cavigliasso to znakomity zawodnik. Trzeba jednak pamiętać, że kierowcom z Ameryki Południowej rywalizacja na własnym terenie z góry dawała przewagę. To tak, jakbyśmy my ścigali się w Czechach czy na Słowacji. Żadnego z nich się nie obawiam. Podczas ostatniego Rajdu Maroka przegrałem co prawda z Casale o ponad 20 minut, ale na drugim etapie miałem uszkodzone oprogramowanie GPS i przez 210 km jechałem bez nawigacji. Straciłem przynajmniej godzinę, a później, gdy GPS zaczął znów działać, kolejne pół godziny w wyniku pomyłki. Pytanie, co się stało Casale, że jego przewaga tak zmalała. Moim zdaniem Francuz Axel Dutrie jest technicznie lepszym zawodnikiem niż Chilijczyk. Jeśli nie będzie miał kłopotów ze sprzętem, będzie równie groźnym konkurentem. Podobnie jak jego rodak Sebastien Souday. Kiedyś wygrał ze mną Rajd Sardynii i do dziś nie mam pojęcia, jak to możliwe, że był w stanie go przejechać o tyle szybciej. Jego problemem jest psychika, kilku kolejnych Dakarów nie ukończył, ale to świetny kierowca. Jest jeszcze Nelson Sanabria – gdy unika awarii, jeździ bardzo szybko. Nie wiem, jak rozwija się Alexandre Giroud, pewną niewiadomą jest Giovanni Enrico, który w ubiegłym roku wygrał Rajd Chile, ale jechał u siebie, na pustyni Atakama. A może w Arabii będzie nowe rozdanie?
Po raz pierwszy w Dakarze będzie tak mocna polska ekipa quadowców. Oprócz pana pojadą Kamil Wiśniewski oraz debiutanci: Arkadiusz Lindner i Paweł Otwinowski.
Dla Arka i Pawła będzie to bardzo ekscytujące wyzwanie. Ważne, żeby udało im się zapanować nad emocjami. Zakładam, że sobie z tym poradzą. Kamil jest już bardzo doświadczony. Zmienił wprawdzie quada z czteronapędowego Can Ama na tylnonapędowego Raptora, ale to facet, którego nie sposób wytrącić z równowagi. Zachowuje spokój nawet w sytuacjach silnie stresujących. Bardzo się cieszę, że w Arabii będzie nas tak dużo. To było moje marzenie. Na starcie Dakaru w 2009 roku w Buenos Aires nagrałem film. Powiedziałem wówczas, że nie wiem, czy dotrę do mety, czy ukończę nawet pierwszy etap, ale celem mojego startu jest przetarcie szlaków następnym polskim quadowcom. Jeszcze w latach 90. prawie nikt nie wiedział, jak wygląda quad, i nie miał świadomości, że można na nim uprawiać sport wyczynowy. Teraz czuję ogromną satysfakcję.