Formuła 1: Coraz więcej znaków zapytania

Na torze pod Barceloną zakończyły się zimowe testy przed sezonem 2020. Skrócone z ośmiu do sześciu dni przygotowania tradycyjnie nie przyniosły jednoznacznych odpowiedzi na pytanie o tegoroczny układ sił.

Aktualizacja: 29.02.2020 13:06 Publikacja: 29.02.2020 13:01

Bolid Sergio Pereza z Racing Point

Bolid Sergio Pereza z Racing Point

Foto: AFP

Korespondencja z Barcelony

Forma i możliwości poszczególnych zespołów nie są jednak ani jedynym, ani najważniejszym znakiem zapytania przed tegoroczną edycją zmagań. Siedemdziesiąt lat po inauguracji wyścigowych mistrzostw świata kalendarz miał składać się z rekordowej liczby 22 rund. Na razie przełożono – a właściwie odwołano, bo przeniesienie wyścigu na inny termin będzie praktycznie niemożliwe – czwartą z nich, kwietniową Grand Prix Chin.

Przed zawodami w Szanghaju zaplanowano jednak wyścigi w Australii, Bahrajnie i Wietnamie. Co prawda po piątkowym spotkaniu z przedstawicielami zespołów władze Formuły 1 podkreślały, że te Grand Prix mają zostać rozegrane zgodnie z planem, ale poważne wątpliwości towarzyszą przede wszystkim rundom w Bahrajnie i Wietnamie.

Kilka dni temu pustynne królestwo przestało przyjmować loty z pobliskiego Dubaju, który jest jednym z głównych portów przesiadkowych dla wyścigowego świata. W dniach 1-3 marca odbywają się tam testy serii juniorskich, Formuły 2 i 3, i pracownicy włoskich zespołów mieli ogromne trudności z dostaniem się do Bahrajnu. Kierowca F2 Christian Lundgaard w ogóle nie weźmie udziału w jazdach – Duńczyk przebywał na obozie treningowym na Teneryfie i został tam zatrzymany na dwutygodniową kwarantannę. Z kolei nowy w kalendarzu uliczny tor w Hanoi leży niedaleko granicy z Chinami oraz obszaru, który jeszcze niedawno był objęty ścisłą kwarantanną. Niektóre stacje telewizyjne – jak niemiecki gigant RTL – już zadecydowały, że nie wyślą swoich ludzi do Wietnamu.

W Formule 1 startują dwa włoskie zespoły (Ferrari i AlphaTauri), bazę w tym kraju ma także wyłączny dostawca opon, czyli firma Pirelli. Ekipa z Maranello odradza swoim pracownikom powrót do domu i planuje podróż do Melbourne prosto z Hiszpanii. Biorąc jednak pod uwagę przebieg wydarzeń od początku roku, nie sposób jest przewidzieć sytuacji z odpowiednim wyprzedzeniem. Zawody w Australii mają odbyć się 15 marca, tydzień później zaplanowano Bahrajn, a Wietnam czeka na inauguracyjną wizytę Formuły 1 w pierwszy weekend kwietnia. W tym czasie wiele może się zmienić – i rozstawione w pomieszczeniach gościnnych każdego zespołu pojemniki z żelem do dezynfekcji rąk mogą nie wystarczyć.

Zarządzający komercyjną stroną Formuły 1 Chase Carey twierdzi, że pierwsze trzy wyścigi odbędą się zgodnie z planem. W padoku nie brakuje jednak głosów, że sezon może ruszyć dopiero od europejskiej części, czyli od rozgrywanej w pierwszy weekend maja Grand Prix Holandii.

Skrócone do sześciu dni zimowe testy przebiegały pod znakiem wytężonej pracy. Przejechano łącznie 36 tysięcy kilometrów, podczas gdy przed rokiem przebieg wyniósł 40 tysięcy – mimo, że przygotowania trwały o dwa dni dłużej. Nie oznacza to jednak, że udało się uniknąć poważniejszych awarii. Cała czołowa trójka – Mercedes, Ferrari i Red Bull – miała kłopoty z jednostkami napędowymi.

Także tego tematu – czyli silników – dotyczy największa kontrowersja wokół zimowych przygotowań. Tuż przed zakończeniem ostatniego dnia testów, gdy dziennikarze praktycznie nie mieli już możliwości, by zapolować na komentarze ważnych postaci świata F1, władze sportu wydały kuriozalny komunikat o wynikach analizy zeszłorocznej jednostki napędowej Ferrari. W lakonicznym tekście wspomniano, że FIA i Ferrari zawarły „ugodę”, a „szczegóły porozumienia pozostaną w gronie zainteresowanych stron”. Federacja i zespół mają współpracować od strony technicznej nad monitorowaniem wszystkich jednostek napędowych w F1, a Scuderia ma także pomagać FIA w badaniach nad emisją związków węgla i paliwami z odnawialnych źródeł.

To pokłosie zeszłorocznych podejrzeń, wysuwanych przez konkurentów w stronę Ferrari. Budziły je znacznie lepsze osiągi czerwonych maszyn na torach wymagających dużej mocy silnika. Na wniosek rywali władze sportu publikowały kolejne dyrektywy techniczne, uszczelniające przede wszystkim kwestię ograniczeń w przepływie paliwa – sugerowano, że właśnie w tym obszarze inżynierowie z Maranello mogą w sprytny sposób obchodzić przepisy. Ferrari zarzekało się, że ich silniki przechodzą drobiazgowe kontrole i wszystko odbywa się zgodnie z planem.

Piątkowy komunikat zdaje się temu przeczyć: skoro wszystko było w porządku, to w jakim zakresie trzeba zawierać porozumienie między władzami sportu i zespołem? Rodzi to szereg innych pytań: dlaczego jego warunki są tajne? Czy Ferrari rzeczywiście łamało przepisy i federacja ma na to dowody, a może wszystko odbywało się zgodnie z literą, ale nie z duchem regulaminów? Jak postąpiłby władze sportu, gdyby chodziło o innego konstruktora albo gdyby to Scuderia zdobyła mistrzowskie tytuły w zeszłym roku? Wydaje się, że to jeszcze nie koniec tej sprawy i oczekiwanie na pierwszy wyścig sezonu – niezależnie od tego, kiedy i gdzie się odbędzie – upłynie nie tylko pod znakiem zgadywanek odnośnie formy poszczególnych ekip, ale także na próbach ustalenia, co kryje się za tajemniczymi ustaleniami między władzami sportu i jednym z głównych graczy.

Autor jest komentatorem telewizji Eleven Sports.

Korespondencja z Barcelony

Forma i możliwości poszczególnych zespołów nie są jednak ani jedynym, ani najważniejszym znakiem zapytania przed tegoroczną edycją zmagań. Siedemdziesiąt lat po inauguracji wyścigowych mistrzostw świata kalendarz miał składać się z rekordowej liczby 22 rund. Na razie przełożono – a właściwie odwołano, bo przeniesienie wyścigu na inny termin będzie praktycznie niemożliwe – czwartą z nich, kwietniową Grand Prix Chin.

Pozostało 91% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Materiał Promocyjny
Wykup samochodu z leasingu – co warto wiedzieć?
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata