Dakar: Kuba Przygoński odrabia straty

Polskiego kierowcę opuścił pech. We wtorek zajął drugie miejsce na etapie wokół Neom. Rafał Sonik poza podium, ale wciąż wiceliderem wśród quadów.

Aktualizacja: 07.01.2020 21:13 Publikacja: 07.01.2020 21:10

Dakar: Kuba Przygoński odrabia straty

Foto: AFP

- Dziś wreszcie mogliśmy pokazać, na co nas stać. Od początku mieliśmy dobre tempo i Timo dobrze nawigował pomimo, że w pewnych miejscach było to trudne. Cały czas goniliśmy i staraliśmy się jechać jak najszybciej - opowiadał Przygoński. - 100 km przed metą zatrzymał się przed nami Žala, który przebił czwartą oponę. Oddaliśmy mu nasze koło zapasowe, bo chłopaki walczą w „generalce”. My straciliśmy około dwóch minut, ale najważniejsze, że jesteśmy na mecie i wreszcie możemy być bardzo zadowoleni.

Przygoński awansował o 15 miejsc, jest obecnie 52. i robi wszystko, by zbliżyć się do grupy najlepszych kierowców. Drugi z zawodników Orlen Team Martin Prokop awansował z pozycji 12. na 9. Nowym liderem wśród samochodów został zwycięzca etapu Hiszpan Carlos Sainz.

Najlepsze występy w tegorocznym Dakarze zanotowali młodzi motocykliści Orlen Team Adam Tomiczek był 17., Maciej Giemza - 18. W klasyfikacji generalnej są odpowiednio na 24. i 25. miejscu.

- Znowu musieliśmy się zmagać z kurzem, mimo to jechało mi się całkiem dobrze. 30 kilometrów przed metą było duże zamieszanie, ponieważ w roadbooku umieszczono waypoint, którego ostatecznie na trasie nie było, przez co wielu zawodników krążyło i robiło się bardzo niebezpiecznie. Jutro startuję jako 16., więc kurzu powinno być mniej - ma nadzieję Tomiczek.

Ostatecznie cały odcinek został skrócony, a w jego wynikach nie uwzględniono kontrowersyjnego fragmentu. Z powodu problemów technicznych związanych z odczytami GPS klasyfikacje etapu wśród motocyklistów i quadów zostały zestawione na podstawie czasów z 389 km.

W labiryncie błądzili też Kamil Wiśniewski (siódmy po trzech dniach) i Rafał Sonik, dla którego we wtorek po raz pierwszy zabrakło miejsca na podium. Krakowianin utrzymał jednak drugą pozycję w klasyfikacji.

- W szerokich korytach dawnych rzek można było jechać różnymi torami. Pokrywało je mnóstwo śladów i nie wiadomo, kto z poprzedników wybrał właściwą drogę. Tymczasem po wyjeździe na otwartą przestrzeń okazywało się, że znajdujemy się nawet o kilkaset metrów od miejsca, w którym powinniśmy być. Chyba trzeba tu mieszkać, żeby nie błądzić i uniknąć wielokrotnych kłopotów nawigacyjnych - komentował Sonik.

We wtorek znów doszło do niebezpiecznych sytuacji. Śmigłowiec ratunkowy zabrał z trasy czterech motocyklistów. Spaliło się auto Władimira Wasiliewa, a samochód Khalida Al-Qassimiego, pilotowanego przez Xaviera Panseriego, kilkukrotnie rolowało.

- Jestem bardzo szczęśliwy, że udało się dojechać do mety, bo wielu rajdowców miało dziś straszne kłopoty. Al-Qassimi dosłownie 200 m przed początkiem neutralizacji, jadąc w kurzu za innym zawodnikiem, uderzył w kolosalny głaz. Urwali z Xavierem połowę samochodu. To był chyba najbardziej spektakularny wypadek tego Dakaru i dowód na to, że przy ograniczonej widoczności trzeba jechać bardzo ostrożnie – podkreślał Sonik, który zajął czwarte miejsce, a do zwycięzcy Giovanniego Enrico stracił niecałe dziewięć minut.

- Ci, którzy dzisiaj mieli trochę więcej szczęścia w wyborze właściwej trasy, urwali trochę czasu. Ja tego szczęścia nie miałem, ale nie codziennie jest niedziela - przyznał triumfator Dakaru 2015.

Z problemami uporała się wreszcie startująca w klasie SSV załoga Aron Domżała - Maciej Marton, kończąc etap na czwartej pozycji. W klasyfikacji generalnej jest 28.

- Wczoraj nasz serwis wreszcie znalazł źródło kłopotów. Były nimi wadliwe amortyzatory, które doprowadzały do powtarzającej się awarii półosi. Mechanicy rozwiązali problem i dzięki temu dziś po raz pierwszy wysiedliśmy z samochodu szeroko uśmiechnięci - cieszył się Domżała. - Pierwszy dzień bez stresu, choć nie obyło się też bez jednego poważnego błędu. Nie zauważyłem dużej dziury. Wpadło w nią koło i złamaliśmy tylni wahacz. Wymiana zajęła nam około 10 minut. Na szczęście końcówka odcinka bardzo nam odpowiadała. Była techniczna i trudna nawigacyjnie. Maciek świetnie nas poprowadził i odrobiliśmy stracony czas.

W środę na uczestników czeka odcinek specjalny o długości 453 km z Neom do Al-Ula.

- Dziś wreszcie mogliśmy pokazać, na co nas stać. Od początku mieliśmy dobre tempo i Timo dobrze nawigował pomimo, że w pewnych miejscach było to trudne. Cały czas goniliśmy i staraliśmy się jechać jak najszybciej - opowiadał Przygoński. - 100 km przed metą zatrzymał się przed nami Žala, który przebił czwartą oponę. Oddaliśmy mu nasze koło zapasowe, bo chłopaki walczą w „generalce”. My straciliśmy około dwóch minut, ale najważniejsze, że jesteśmy na mecie i wreszcie możemy być bardzo zadowoleni.

Pozostało 87% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
żużel
Ruszyła PGE Ekstraliga. Mistrz Polski pokazał moc na inaugurację sezonu
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata