Kubica: Wystawieni do wiatru

Każdy tegoroczny wyścig Formuły 1 pogłębia mój kompleks niższości, bo patrzę, czytam i nie rozumiem.

Aktualizacja: 05.08.2019 16:31 Publikacja: 05.08.2019 16:20

Kubica: Wystawieni do wiatru

Foto: AFP

Robert Kubica jest albo ostatni, albo przedostatni, ale stanowi to prawie wyłącznie pretekst do sążnistych analiz z jednym motywem: „Kubica szybszy od Russella” albo „Russell szybszy od Kubicy”, a to przecież chodzi o rywalizację zawodników z tej samej stajni, których najlepsi dublują dwa lub nawet trzy razy.

Cytowane są opinie jednego i drugiego kierowcy, Kubica zwykle podkreśla, jak zawiódł go sprzęt, czyli fatalny samochód Williamsa, jak ślizgał się na torze, jak nie mógł opanować bolidu i co z niego właśnie odpadło. I tak w kółko, co wyścig ta sama refleksja, nie licząc rywalizacji w Niemczech, gdy wielu rywali nie dojechało do mety i Polak dzięki temu mógł „skończyć w punktach”, by użyć poetyki dziennikarskiej młodzieży wychowanej w oparach benzyny.

Prosta prawda, że powrót Kubicy do Formuły 1 to jak na razie sportowa porażka, a zespół Williamsa być może wystawił nas do wiatru, przebija się z trudem lub nie przebija się wcale. Z dwóch powodów: po pierwsze, Kubica jako człowiek ciężko doświadczony przez sportowy los zasługuje na szacunek za to, jak walczy o swoje marzenia, i po drugie, wszędzie widzimy reklamy przekonujące, że nasz narodowy koncern Orlen zrobił znakomity interes, pompując duże państwowe pieniądze w stajnię Williamsa będącą już tylko cieniem dawnej potęgi.

Chętnie usłyszałbym odpowiedź na pytanie, jaki tak naprawdę jest ten interes, czy jeśli już uznaliśmy Kubicę za narodowe dobro, można było jego powrót zorganizować lepiej, nawet jeśli upadający Williams był jedyną stajnią oferującą wówczas fotel w Formule 1. Zastanawiam się, czy decyzji jednak nie podejmowano w panice, gdy wyciekły dość ambarasujące dla premiera Mateusza Morawieckiego nagrania z jego uwagami o Kubicy z czasów, gdy nie chciał kariery kierowcy wspomóc jako prezes prywatnego banku, a teraz postanowił szybko spłacić swój wizerunkowy dług pieniędzmi Orlenu.

Kubica do powrotu gotowy był już rok wcześniej i wtedy należało zacząć poważne rozmowy, sprawdzić ile wart jest Williams i jakie są szanse, że wyjdzie z dołka. Trudno wykluczyć, że ktoś poważniejszy zechciałby się sportowo i medialnie pokazać jako dobrze opłacony dobroczyńca Kubicy, który budził wyłącznie ciepłe emocje. Pamiętam czas, gdy możliwość powrotu Polaka do Formuły 1 była hitem światowych mediów, nie tylko sportowych, bo to wspaniała ludzka historia. Ten potencjał można było lepiej wykorzystać, a teraz jest już za późno, poza Polską w relacjach z wyścigów Kubica obecny jest śladowo, głównie jako ostatnia pozycja w rubryce z wynikami.

Wszyscy na tym stracili. Kierowca, jego kibice, których – jak przekonaliśmy się na Hungaroringu – wciąż są tysiące, i Orlen też. Jakoś trudno mi uwierzyć, że reklamowa kampania paliwowego koncernu z udziałem notorycznie przegrywającego Polaka jest wielkim sukcesem, internet raczej z niej kpi, a to przecież dzisiejszy vox populi. Kiedy piłkarze Adama Nawałki zawiedli na mundialu w Rosji, najbardziej mocarstwowe reklamy z ich udziałem wycofano po ostatnim meczu z Japonią, natomiast sportowe niepowodzenie Kubicy sprzedawane jest wciąż w dość pompatycznym sosie. Być może to racjonalne zachowanie, być może spece od marketingu uznali, że klęskę na torze można sprzedać jako sukces w reklamie, a ludzie to kupią. Ja nie kupuję, bo mam wątpliwości i postępującą z wiekiem odporność na kit. Dlatego trudno przychodzi mi też zaakceptowanie tezy, że po pół roku ścigania jedyną satysfakcją z powrotu Kubicy ma być wciąż sam powrót.

Czy mogło być inaczej, czy w bolidzie najwyższej klasy polski kierowca mógłby walczyć o poważne sportowe cele? Czy konsekwencje wypadku na włoskiej drodze nie ograniczają jego możliwości w Formule 1? Nie zamierzam krytykować Kubicy, nie zrobiłbym tego nawet wówczas, gdyby wsiadł do mercedesa i był dublowany przez Lewisa Hamiltona, bo rozumiem, że jego powrót na tor to nie to samo co powrót na boisko piłkarza po kontuzji kolana.

Chciałbym jednak dostać wiarygodną odpowiedź na te pytania, ale nie wiem, czy to możliwe. Bardzo natomiast bym żałował, gdybyśmy zostali z poczuciem, że to już koniec tej historii, że nie czeka nas już żadna radość, że Kubica wrócił, by błyszczeć głównie na stacjach benzynowych.

Robert Kubica jest albo ostatni, albo przedostatni, ale stanowi to prawie wyłącznie pretekst do sążnistych analiz z jednym motywem: „Kubica szybszy od Russella” albo „Russell szybszy od Kubicy”, a to przecież chodzi o rywalizację zawodników z tej samej stajni, których najlepsi dublują dwa lub nawet trzy razy.

Cytowane są opinie jednego i drugiego kierowcy, Kubica zwykle podkreśla, jak zawiódł go sprzęt, czyli fatalny samochód Williamsa, jak ślizgał się na torze, jak nie mógł opanować bolidu i co z niego właśnie odpadło. I tak w kółko, co wyścig ta sama refleksja, nie licząc rywalizacji w Niemczech, gdy wielu rywali nie dojechało do mety i Polak dzięki temu mógł „skończyć w punktach”, by użyć poetyki dziennikarskiej młodzieży wychowanej w oparach benzyny.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata
Moto
PGE Ekstraliga nie kończy sezonu na finale. Blokada czy „znieczulenie jak u dentysty”?