Spodziewał się pan, że powrót do Formuły 1 będzie się odbywał w tak trudnych warunkach, bez możliwości walki o dobre wyniki?
Oczywiście miałem nadzieję, że tak się nie wydarzy, ale istniało ryzyko. Mimo wszystko uważam, że w trudnej sytuacji otrzymałem odpowiedzi na ważne dla mnie pytania. To pozytywne, ale jednocześnie całość jest bardziej skomplikowana i przesłonięta większymi problemami. Są one poza moją kontrolą, nie mogę tu nic poradzić. Było ważne, abym te pierwsze wyścigi przejechał i dowiedział się pewnych rzeczy. Oczywiście dużo korzystniej byłoby jeździć lepszym samochodem i nie mieć w głowie ograniczeń – np. że nie mogę najeżdżać na tarki albo że wiem, iż samochód nie jest w takiej konfiguracji jak powinien. Ale sytuacja jest, jaka jest, a moja rola polega na tym, by robić wszystko jak najlepiej przy użyciu tego, co mam do dyspozycji.
Skoro od strony osiągów samochodu nic się nie zmienia, to skąd czerpać radość z jazdy w kolejnych wyścigach?
Zawsze można się starać robić coś lepiej. To nie jest tak, że wszystko zrobiłem perfekcyjnie, ale nawet gdyby tak było, naprawdę niczego by to nie zmieniło w naszej sytuacji, bo mamy ogromne straty do innych zespołów. Uważam, że najważniejszą rzeczą, na której muszę się skoncentrować, jest coraz lepsza praca z wyścigu na wyścig. Trzeba być gotowym na moment, w którym samochód będzie się lepiej sprawował – jeśli taki nadejdzie.
Nie obawia się pan o pozycję, o wizerunek na padoku? Przed sezonem celem był nie tylko sam powrót, ale i pozostanie w stawce na dłużej...