Żużel: Polskie miasta walczą o organizację turniejów Grand Prix

W sobotę Grand Prix w Gorzowie Wielkopolskim. Po raz ósmy i być może ostatni.

Aktualizacja: 23.08.2018 18:21 Publikacja: 23.08.2018 17:57

Kibice w Gorzowie będą trzymali kciuki przede wszystkim za Bartosza Zmarzlika

Kibice w Gorzowie będą trzymali kciuki przede wszystkim za Bartosza Zmarzlika

Foto: PGE Narodowy/ Darek Golik

Polscy kibice mogą być pewni dwóch rzeczy, jeśli chodzi o przyszłoroczny cykl Grand Prix. Po pierwsze, na pewno zobaczą w stałej obsadzie czterech Polaków. Z GP Challenge awans w tym roku wywalczył Janusz Kołodziej, a w pierwszej ósemce klasyfikacji generalnej, która utrzymuje się w stawce na kolejny rok, są obecnie Maciej Janowski (trzeci), Bartosz Zmarzlik (czwarty) i Patryk Dudek (szósty). Nawet gdyby któryś z nich spadł poniżej ósmego miejsca, np. z powodu kontuzji i absencji na kolejnych turniejach, trudno sobie wyobrazić, by organizatorzy cyklu nie przyznali takiemu pechowcowi jednej z czterech stałych dzikich kart.

Niemal na pewno nie zobaczymy za to za rok najsłabszego w tym sezonie Polaka – Przemysława Pawlickiego. Na „jego” miejsce wskoczy Kołodziej, wątpliwe natomiast, by organizatorzy chcieli jeszcze bardziej zwiększyć polską reprezentację w Grand Prix, przyznając komuś stałą dziką kartę. Za dużo interesów z różnych krajów jest do pogodzenia. Trudno wyobrazić sobie cykl bez Australijczyków, mimo że w tym roku spisują się najsłabiej w historii.

Druga pewna rzecz w Grand Prix, to rozegranie trzech turniejów cyklu w Polsce. Tu zaczyna się rywalizacja nie mniejsza od tej na torze. W przyszłym roku ponownie mistrzostwa zainagurowane zostaną w Warszawie na PGE Narodowym, kontrakt na organizację jednej rundy ma też Toruń. Umowa z Gorzowem Wlkp. kończy się w tym roku i wiele wskazuje na to, że ósme Grand Prix w tym mieście będzie ostatnim.

Jeden turniej to dla danego klubu żużlowego ogromny zysk – z samych biletów nawet 1,5 mln zł. W rezultacie niemal co roku odbywa się swoista licytacja, w której oprócz samych klubów biorą udział wspierające je miasta. Te ostatnie płacą za licencję na organizację turnieju, traktując wydatek jako promocję regionu, a zysk, na który oprócz kibiców składają się sponsorzy, stanowi potężny zastrzyk finansowy dla klubu.

Firma BSI, tzw. promotor mistrzostw, więcej niż na Polakach zarabiała podobno tylko na Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff. W pozostałych krajach to raczej miasta dyktują warunki. Krsko sparzyło się na organizacji turnieju w kwietniu, więc słoweńską rundę przesunięto w tym roku na wrzesień. Czeska Praga za licencję płaci cztery razy mniej niż polskie miasta, a i tak robi to niechętnie.

Gorzowowi właśnie kończy się trzyletnia umowa z BSI, a ogromny apetyt na przejęcie jedynego dostępnego obecnie „polskiego” turnieju ma Wrocław. I prawdopodobnie mu się to uda. Firma Betard, znajdująca się w nazwie wrocławskiej Sparty, została sponsorem turnieju GP w szwedzkiej Malilli. Przed laty w podobny sposób turniej na swoją MotoArenę ściągnął Toruń, gdy firma Nice najpierw wyłożyła pieniądze na niedochodowe Grand Prix we włoskim Terenzano.

Dla gorzowskich kibiców będzie więc to prawdopodobnie ostatnia okazja, by oklaskiwać miejscowego faworyta – Bartosza Zmarzlika. Stal reprezentować będzie też w sobotę Szymon Woźniak, który dzięki przejściowej dzikiej karcie (jednego zawodnika wskazuje zawsze organizator turnieju) zadebiutuje w cyklu. Z przenosin Grand Prix zadowolony będzie za to raczej Maciej Janowski, któremu tor w Gorzowie nigdy specjalnie nie pasował. W PGE Ekstralidze jeździ bowiem w Sparcie.

Są jeszcze inne możliwości – za rok umowa na organizację Grand Prix kończy się Toruniowi i licytacja może ruszyć od nowa. Może też zmienić się... organizator całych mistrzostw świata. Z końcem 2020 roku kończy się kontrakt BSI z Międzynarodową Federacją Motocyklową FIM. Umowę na bycie promotorem Grand Prix chciałaby przejąć polska agencja One Sport. Mogłaby wtedy całkowicie zmienić zasady rządzące cyklem. Może też to zrobić BSI, zmieniając regulamin i decydując się na cztery turnieje w Polsce. W kuluarach będzie równie gorąco, co na torze.

Grand Prix Polski na żużlu w Gorzowie Wielkopolskim

sobota, godz. 19, transmisja w Canal+

Polscy kibice mogą być pewni dwóch rzeczy, jeśli chodzi o przyszłoroczny cykl Grand Prix. Po pierwsze, na pewno zobaczą w stałej obsadzie czterech Polaków. Z GP Challenge awans w tym roku wywalczył Janusz Kołodziej, a w pierwszej ósemce klasyfikacji generalnej, która utrzymuje się w stawce na kolejny rok, są obecnie Maciej Janowski (trzeci), Bartosz Zmarzlik (czwarty) i Patryk Dudek (szósty). Nawet gdyby któryś z nich spadł poniżej ósmego miejsca, np. z powodu kontuzji i absencji na kolejnych turniejach, trudno sobie wyobrazić, by organizatorzy cyklu nie przyznali takiemu pechowcowi jednej z czterech stałych dzikich kart.

Pozostało 84% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Moto
Rusza Rajd Dakar. Na trasę wraca Krzysztof Hołowczyc
Moto
Jedna ekstraliga to mało. Polski żużel będzie miał aż dwie
Moto
Bartosz Zmarzlik, mistrz bardzo zwyczajny
Moto
Zmarzlik po raz czwarty indywidualnym mistrzem świata
Moto
PGE Ekstraliga nie kończy sezonu na finale. Blokada czy „znieczulenie jak u dentysty”?