– Ból był ogromny. Wywoływał go każdy ruch. Nie byłem w stanie nawet przesunąć stopy, nie mówiąc już o tym, żeby wstać i przenieść na nią ciężar. Jadąc dojazdówką, musiałem zmieniać biegi ręką, więc domyślałem się, że niestety nie jest to tylko mocniejsze stłuczenie – opowiada Sonik, który swój jubileuszowy, dziesiąty start w Dakarze musiał zakończyć po pięciu dniach rywalizacji. – Jestem już w kontakcie z lekarzami w kraju i za kilka dni wrócę, by poddać się operacji. Dopiero wtedy dowiemy się, jak długo potrwa rehabilitacja, ale ze wstępnej oceny wynika, że wcześniej czy później wrócę na quada – dodaje z uśmiechem krakowianin.
Rajdowa karawana jedzie dalej. Piaskowe wydmy zastąpiły góry. W czwartek na szczęście obyło się bez groźnych wypadków, ale ze względu na złe warunki organizatorzy o ponad 100 km skrócili odcinek specjalny dla quadowców i motocyklistów.
Quadami pierwsi linię mety minęli Argentyńczycy: Jeremias Gonzalez Ferioli przed Pablo Copettim. Kamil Wiśniewski stracił do zwycięzcy 13 minut, co dało mu 15. miejsce (w klasyfikacji generalnej 21.). Prowadzenie utrzymał Chilijczyk Ignacio Casale.
Bez zmian również na czele klasyfikacji samochodów. Carlos Sainz odrabia jednak stopniowo straty do Stephane’a Peterhansela – zostało mu 27 minut. W górę pnie się wciąż Kuba Przygoński – awansował z pozycji ósmej na szóstą.
– Boliwia przywitała nas deszczem, śniegiem i chłodem. Do tego znaczna wysokość, która wpływała na moc samochodu i nasze samopoczucie. Odcinek był bardzo szybki, trochę w stylu rajdów WRC. Dużo skoków i kałuż, na które trzeba było szczególnie uważać. Nie popełniliśmy znaczących błędów. Jest coraz lepiej. Czas na odpoczynek i upragniony dzień przerwy, na który na pewno zapracowaliśmy przez ostatni tydzień. – mówi Przygoński.